Nieznośne uczucie bezradności
Przytrafiło się to lokalnej społeczności, do której powrócił ich oprawca. Człowiek bezwzględny i wyrachowany, który stał się ofiarą własnego bestialstwa.
Adam Grad ma dwóch braci, żonę w ciąży i powoli robi dobudówkę do rodzinnego domu. Wiejskie życie toczy się leniwie, lecz w zgodzie z naturą i jak Pan Bóg przykazał. Mir lokalnej społeczności burzy recydywista Zaranek, na pozór miły, starszy pan, terroryzujący wszystkich bez względu na wiek i płeć.
Nóż, pałka, maczeta i własne ręce, to jedne z narzędzi zbrodni jakimi posługiwał się Zaranek (w tej roli Wiesław Komasa), wielokrotny recydywista, mający – ze względu na staż – poważanie w więziennym światku, nie potrafił sobie radzić na wolności. Nieudane starania od rentę tylko pogłębiały jego nienawiść do otaczających go ludzi. Ludzi bezradnych, którym nikt nie potrafił pomóc i którzy doprowadzili do własnej tragedii.
Film powstały na kanwie wydarzeń we Włodowie, jest wiernym obrazem zdarzeń, jakie miały miejsce we wsi położonej w powiecie olsztyńskim, a o których mówiła cała Polska. Kat stał się ofiarą, ofiary stały się katem, lecz czy mogło być inaczej? Uczucie bezsilności tej lokalnej społeczności przekroczyło granicę. Nie pomogły rozmowy, zgłoszenia telefoniczne i osobiste interwencje w komisariacie, gdzie pracowali równie bezsilni policjanci, bezradni wobec braków kadrowych, wyposażenia i decyzji swoich przełożonych. To właśnie bezradność, oplatająca ten film od początku do końca, stanowi o jego wielkości. Bardzo silnym punktem są również znakomite kreacje głównych bohaterów: Adama Grafa (Leszek Lichota), Zaranek (Wiesław Komasa), Dariusz Grad (Łukasz Simlat), policjant Jurecki (Zbigniew Stryj), doskonale dopasowane do filmu którego trzeba się bać.
W polskiej kinematografii mieliśmy w ostatnich kilkunastu latach filmy wybitne, traktujące o okrucieństwie, złu i niesprawiedliwości otaczającego nas świata. „Lincz” to kolejna po „Długu”, „Placu Zbawiciela” i „Domie Złym” mocna pozycja, obok której nie możemy przejść obojętnie.
eM