Komu nieczynna fontanna uchodzi na sucho?
Wydawałoby się, że Mirosławowi Michałowskiemu, prezesowi zarządu Banku Spółdzielczego przy ul. Kościuszki. Jednak zaznacza on, że jego jurysdykcja kończy się wraz z linią niedawno posadzonych topoli, więc fontanna, mimo bliskiego położenia i podobnej kolorystyki, nie należy do banku, lecz jest własnością Gminy.
Ta jednak umywa ręce. Skoro obiekt nie stanowi zagrożenia, ani też nie wygląda nazbyt szpetnie, nie ma powodu, by go ruszać. Jerzy Stępień, zastępca naczelnika Wydziału Mienia Gminy i Gospodarki Przestrzennej przypomina, że od końca lat 90. fontanną zajmował się Michałowski. Nie jest to, owszem, jego teren, ale scedowanie problemu na prezesa jak dotąd wychodziło wszystkim na dobre.
Czasy się jednak zmieniły. Szef banku „w świetle dzisiejszych formalizmów budowlanych i podatkowych” uważa troskę o „nieswoje” za coś nieopłacalnego i woli zostawić mokrą robotę komuś innemu. Bo trzeba wiedzieć, że bez hydraulika się nie obędzie. Fontanna przecieka i od kilku lat nikt jej nie naprawiał.
Władzom miasta nieczynna fontanna z pewnością ujdzie na sucho (zawsze przecież można powiedzieć, że są ważniejsze sprawy); bankowi – niekoniecznie. W końcu: wizerunek to podstawa. Prezes Michałowski ma nieśmiałe plany „odpalenia” fontanny na wiosnę, reszta jest – tu cytat – „tajemnicą handlową”.
Problem tego nieczynnego obiektu nie jest wprawdzie sprawą życia i śmierci, ale każdy taki drobiazg składa się na ogólny klimat miasta. Takiego samego zdania są właściciele sklepów, znajdujących się koło fontanny – Ryszard Trytek (prowadzący kiosk) oraz Wojciech Filinowicz (mający kwiaciarnię). Ten ostatni dodaje, że naprawa to nie wszystko. Fontanna powinna być bardziej widowiskowa i strzelista. Pożyjemy, zobaczymy.
Bartosz Sadliński