Uzależnieni od własnego czasu
Wyobraźcie sobie świat w którym nie ma pieniędzy, a walutą wszelkiego rodzaju transakcji jest czas. Wasz czas.
W najnowszym filmie Andrew Niccola (wyreżyserował m.in. film „Pan życia i śmierci”, a także napisał scenariusz do „Truman Show”) przysłowie „czas to pieniądz” nabiega dosłownego znaczenia. Główny bohater – Will Salas (Justin Timberlake) mieszka w podrzędnej dzielnicy, gdzie czasu ma się mało, a zarobki wystarczają na przetrwanie. Przekonuje się o tym jego matka Rachel, której nie wystarczyło czasu na spotkanie z synem. Pewnego dnia w miejscowej spelunie, karta odwraca się na korzyść Willa i staje się on posiadaczem miliardów godzin, co stawia go wysoko w rodzimej hierarchii. Jednak jak to w zachodnich produkcjach bywa, za bogactwem idą kłopoty.
Główną zasadą, jaką stosują ostatnimi czasy reżyserzy i producenci , jest osadzanie w głównych rolach aktorów, którzy zapewnią kasowy sukces produkcji. Justin Timberlake, współczesny człowiek orkiestra, niewątpliwie jest taką postacią, a produkcja „In time” z całą pewnością się zwróci i zarobi na siebie, bo Justin to nie tylko świetny wokalista, ale również aktor. Postać Willa to kolejna po „The Social Network” udana kreacja aktorska niegdysiejszego wokalisty N Sync, bardzo wyrazista nie wydumana. W sam raz na udany thriller science fiction, jakim „In time” z pewnością jest.
Możecie być pewni, że nie będzie to zmarnowane 109 minut waszego czasu.
eM