Bestseller na miarę naszych czasów
Po pierwszą część trylogii Stiega Larssona sięgnąłem ponad rok temu, na fali wszechobecnego zachwytu twórczością tego pisarza. Szwedzki kryminał? To przecież egzotyka, przy nieśmiertelnych książkach Agaty Christie. A jednak się opłaciło.
Książki nieżyjących autorów mają w sobie delikatny dreszczyk emocji. Nie piszę tu oczywiście o umieraniu ze starości, czy o artystach ze słynnego już klubu 27, którego niekoniecznie jestem fanem. Piszę o śmierci niespodziewanej, takiej której doświadczył Larsson. Skąd te emocje? Ano z tego, że przy czytaniu tego rodzaju książek, zawsze się głębiej zastanawiam nad ich treścią i nad podobieństwem pewnych faktów z lektury, do prawdziwego życia, nieżyjącego już autora. Istnieje również kwestia ciągu dalszego, którego nie będzie, a który w Millenium bardzo by się przydał.
Nie będę tutaj pisał o co w Millenium chodzi, bo chyba każdy wie że głównym bohaterem jest Mikael Blomkvist i Lisbeth Salander. Kryminał – wiadomo, musi być intryga i oczywiście jest. Szerszych opisów nie będzie, gdyż nie chciałbym ograniczać nawet minuty przyjemności, jaką daje lektura trylogii Millenium. Lektura niesamowicie wciągająca i lekka zarazem, którą połyka się dużymi haustami. To właśnie w literaturze Stiega Larssona jest najbardziej charakterystyczne, złapać czytelnika za gardło i nie puścić aż do samego końca. Zachwycić i poruszyć jednocześnie, by za chwilę pozostawić nutkę niedomówienia. Dawno nie czytałem tak wartko urządzonej fabuły i już powoli przekonywałem się do szwedzkiej literatury kryminalnej. Kupiłem więc głośno zachwalaną pozycję pt. „Między tęsknotą lata a chłodem zimy” Leif GW Perssona i nie polecam.
Literaturę do czytania na wszelkiego rodzaju święta, ferie i dni wolne, należy dobierać staranie. Nie chodzi przecież o to, aby się męczyć, lecz przeczytać ciekawą historię i zapomnieć o tym co za oknem, dlatego Larssona na chłodne wieczory polecam jak najbardziej.