Ujrzeć światło dzienne
Czternaście miesięcy w kanałach Lwowa. W smrodzie i ciemności. Zależni tylko od jednego człowieka – sprawiedliwego wśród narodów świata.
Historia „Dziewczynki w zielonym sweterku” stała się kanwą najnowszego filmu Agnieszki Holland pt. „W ciemności” – polskiego kandydata do Oscara, szeroko komentowanego na świecie (premiera 2 września 2011 r.), który wczoraj (5 stycznia 2012 r.) wszedł na polskie ekrany.
Leopold Socha jest lwowskim kanalarzem, zajmującym się udrażnianiem zatorów powodowanych przez trupy. „Spokojne” życie w okupowanym Lwowie skończyło się, gdy w jego kanale znaleźli się Żydzi. Wtedy w drobnym złodziejaszku Poldku pojawiła się żyłka do interesów. Za ukrycie przedstawicieli znienawidzonej przez Niemców nacji zażądał pieniędzy. Im dłużej jednak ich ukrywał, tym pętla (dosłownie i w przenośni) coraz bardziej się zacieśniała.
Film porównywany z „Pianistą” i „Listą Schindlera” , nie jest dla doświadczonej Agnieszki Holland przełomowy, ale z pewnością zasługuje na miano arcydzieła. Nie można go również porównywać do wcześniej wymienionych produkcji. Chociaż rozgrywają się w tym samym czasie i traktują o tych samych tematach, narracyjnie nie mają ze sobą nic wspólnego. Jest to po prostu film inny i tak go należy odbierać. Trzeba go jednak obejrzeć, aby uzmysłowić sobie ogrom tragedii, jaki wydarzył się w czasie drugiej wojny światowej na ówczesnych terenach wschodniej Polski. Szczególnie przyda się to tym, którzy na nowo rozniecają nacjonalistyczne i antysemickie nastroje w naszym narodzie, ciągle nie rozliczonym ze swoją własną historią.
Fenomenalne zdjęcia i gra aktorska, w szczególnie odgrywającego główną postać Sochy – Roberta Więckiewicza. „W ciemności” zachwycił on niezwykłą przenikliwością i autentycznością granej przez siebie postaci, bohatera niełatwego, którym targają sprzeczności. Za tą kreację należą mu się słowa najwyższego uznania i miano najlepszego (nie przesadzam) polskiego aktora. Nie mam wątpliwości, że swój kunszt pokaże również w „Wałęsie”. Na uwagę zasługują również niemieccy aktorzy grający Żydów, świetnie zagrał rolę Mundka – Benno Furmann, podobnie jak Paulinę Chiger – Maria Schrader.
Nigdy Oscar dla polskiego filmu nie był tak blisko. Z niecierpliwością będę więc czekał na rozdanie nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, a po ich rozdaniu będę życzył polskiej kinematografii kolejnego Oscara. Tym razem za film, który z wojną, ani z PRLem nie będzie miał nic wspólnego.
eM