Studium seksualności
Niepokojący film o wielkomiejskiej seksualności, zaserwował nam Steve McQueen.
Brandon (Michael Fassbender) – pracownik sporej, nowojorskiej firmy, wiedzie życie singla w wielkim mieście. Jego codzienny, poukładany scenariusz, jest ideałem istnienia 30-latka żyjącego sam ze sobą i dla siebie. Nie oczekującego nic od otoczenia, ani od ludzi, których codziennie mija na ulicach, w metrze, w biurowcu gdzie pracuje. Na tym wymuskanym życiu są jednak rysy.
Zniewolony nałogiem z którym nie może sobie poradzić i demony przeszłości, powracające wraz z siostrą Sissy (Carey Mulligan) – kawiarnianą śpiewaczką marzącą o światowej sławie i olśniewającej karierze, coraz bardziej zamykają go na otoczenie. Wydaje się, że randka z koleżanką z pracy – Marianne (Nicole Beharie) – stanie się jasnym, przełomowym punktem w życiu Brandona i uzdrowi jego relacje z otoczeniem i przede wszystkim z samym sobą. To jednak tylko przypuszczenia…
McQueen, obsypany nagrodami (m.in. Grand Prix Festiwalu Nowe Horyzonty 2009) za debiutancki „Głód”, staje się jednym z najbardziej obiecujących reżyserów młodego pokolenia i specjalistą od dramatów. Tym razem w swoim filmie pokazał okrutne zniewolenie, w jakim znajduje się bohater. Tytułowy wstyd towarzyszy mu w pracy, gdzie szef znajduje na jego dysku filmy porno, w restauracji, gdzie szepcze sprośne rzeczy do pierwszej lepszej dziewczyny podchodzącej do baru, oraz w hotelowym pokoju, gdzie kontakt seksualny z podtekstem uczuciowym nie wchodzi w grę. Nie stać go na uczucia, a bliskość drugiej osoby zastępują mu luksusowe prostytutki. Wszystko to jest jednak owinięte przybrudzonym papierem z napisem przeszłość.
„Wstyd” nie jest dla każdego. Celowe, przydługie sceny, widzowi nie opatrzonemu z niezależnymi obrazami, mogą się nie podobać, co słychać mniej więcej w połowie seansu. Ten film powinien być jednak oglądany świadomie i stanowić doskonałe podłoże dla dyskusji o uzależnieniu. Jakimkolwiek.
eM