Prudnik24

Spór o handel uliczny

Spór o handel uliczny
09 sierpnia
09:10 2013
[block]

Sprzedawcy owoców sezonowych skarżą się, że straż miejska i władze Prudnika nie pozwalają im handlować na ulicy Sobieskiego i pod halą targową. Byliśmy w tej sprawie u burmistrza Prudnika.

Pani Zofia próbowała w lipcu handlować jagodami. Podobnie, jak dwie młode dziewczyny – Basia i Jola. Jednak strażnicy miejscy nakazali im usunąć się – zarówno z ulicy Sobieskiego, jak i spod hali targowej.

– Są po prostu niesprawiedliwi. Nie dają ludziom grosza zarobić. Przez inne lata tu żeśmy stali, cały chodnik ludzi i nikomu nie zawadzało, a teraz każdemu przeszkadza. Nie mamy targowiska, nie mamy gdzie stać. Strażnicy miejscy jeździli i wyganiali. Najpierw powiedzieli, że mogę pod halą targową stać. Ale potem i spod hali wyganiali – narzeka pani Zofia.

Stojący obok pan Wiesław dodaje:

– Raz staliśmy na dole, pod halą, przyjechali strażnicy miejscy i powiedzieli, że stać możemy, ale na parkingu, żeby nie brudzić chodnika koło hali. Zaczęliśmy się przenosić, to zjawił się  pan kierownik Orłowski i kazał się usunąć. Powiedział, że burmistrz dał nakaz, aby nas przegonić i nie mamy prawa tam stać.

Dodaje, że na zadane pytanie: „A gdzie można handlować?”, otrzymał odpowiedź, że na tzw. „ruskim targu” koło dworca PKS.

– To nie ma sensu, to jakby kazać komuś iść na basen łowić ryby. Jest sezon na jagody, ludzie chcą sobie dorobić, ale nie. Władza chyba nie rozumie, co to jest bieda – irytuje się.

Mówi, że tych, którzy jednak zdecydowali się zostać pod halą targową skontrolowały rozmaite służby, włącznie ze skarbówką i SANEPID-em. Skończyło się na kilkusetzłotowych mandatach.

Zakazów nie rozumiały też Basia i Jola, którym także nie pozwolono sprzedawać jagód. Dziewczyny ostatecznie usiadły na pobliskich ławkach na ul. Sobieskiego.

– Straż miejska – owszem, kulturalnie – ale oznajmiła, że nie możemy stać pod halą targową. Podobno dlatego, że chodniki były pobrudzone rozdeptanymi jagodami. Ale to nie z naszej winy, bo nas przy tym nie było – opowiadają.

Próbowały także stać przy Sobieskiego w przejściu na targ z odzieżą, ale i stamtąd je przegoniono.

– Musiałyśmy się wynieść, bo tam jest teren prywatny i musi być przejście dla ludzi. A my raczej nikomu tam nie zawadzałyśmy. Nawet jak się stanie po jednej i drugiej stronie, to jest przejście. W razie czego człowiek się przesunie. Nikt z przechodniów bynajmniej nie narzekał, jeśli wcześniej tam stałyśmy.

Przekonywały, że nazbieranie takiej ilości jagód to ciężka praca. Basia do lasu chodziła z czteroletnim dzieckiem, którego nie miała z kim go zostawić.

– Taki słoik to ponad godzina  czasu. Choćby człowiek chciał, nie da się nazbierać szybciej. Tym bardziej, że nie używamy żadnych maszynek, jak niektóre osoby, które sprzedają potem brudne jagody. My zbieramy ręcznie, sprzedajemy czyste i przede wszystkim świeże jagody – przekonywały.

Obecny zakaz handlu dziewczyny określiły jako żenujący.

– W tamtym roku stałyśmy w różnych miejscach i nie było żadnego problemu. Sprzedałyśmy dużo jagód i nikomu to nie przeszkadzało. Nic złego nie robimy, po prostu chcemy dorobić trochę do budżetu domowego. Nie ma z tego dużych pieniędzy, bo za 10 litrów mam 140-150 zł. A idąc do sklepu, na porządne zakupy nie wystarczy 50 zł.

Z zakazu nic nie robiła sobie natomiast Irena z Nowego Targu, która przy ul. Sobieskiego rozstawiła stolik z oscypkami.

– Tam nie wolno, tu nie wolno, nigdzie nie wolno. Co oni sobie myślą? Co robić – trzeba uciekać i handlować. Nie usunęłam się, bo co zrobię? Jak przyjechałam, to muszę coś sprzedać. Droga kosztuje, wszystko kosztuje, człowiek się namorduje i jeszcze nie pozwalają stanąć. To jest coś okropnego – żali się góralka.

[/block][block]

I zaraz dodaje:

– Nigdzie tak nie ma, jak w Prudniku. Już od tamtego roku tak jest. Jak postawili tę nową halę, to nie ma gdzie stanąć. Wszędzie po miastach jest tak, że przychodzi placowy i zbiera choćby po te kilka zł od stolika. Człowiek zapłaci i ma spokój. A tu ci powiedzą, że nie wolno i koniec. Przeszkadza im, nie wiem co.

Odmienne zdanie i swoje racje w sprawie handlu ulicznego w Prudniku ma burmistrz Franciszek Fejdych, któremu przedstawiliśmy problem. Wyjaśnił, że dyskusja o tym, gdzie można handlować, była jeszcze na posiedzeniu rady miejskiej, kiedy ustalano zasady handlu targowego w mieście. Ostatecznie ustalono trzy miejsca: przy nowej hali targowej, gdzie obecnie trwają prace, przy hali OSiR – za dworcem autobusowym, oraz przy byłym zakładzie obuwia.

– Na wiosnę tego roku – pod presją osób, które mają nowalijki – zgodziłem się wpuścić tych działkowiczów na placyk przed nową halą targową. Już po dwóch tygodniach żałowałem tej decyzji, bo nie minęło kilka dni i miałem nowe targowisko. Ludzie, którzy mieli wykupione miejsca w hali targowej też wyszli sobie tam i uznali, że mają prawo tam handlować. Pojawili się też ci, którzy kiedyś stali przy ul. Jagiellońskiej, i okazało się, że zamiast działkowiczów są osoby prowadzące regularny handel targowy. Więc teraz – jak pojawiły się owoce sezonowe, wkrótce będą grzyby – poleciłem przygotować stoły na placu obok hali OSiR i   chcemy przyzwyczajać ludzi, że handel nimi, czy nowalijkami, ma się odbywać tam. Do czasu,  aż gotowe będzie miejsce przy targowisku – mówi Franciszek Fejdych.

Co do samych ulic – burmistrz stwierdza, że ludzie powinni przywyknąć do zakazu handlu ulicznego. Przekonuje, że w wielu miastach on już nie funkcjonuje, tylko są do tego wyznaczone miejsca. Jeśli ktoś nawet handluje, robi to nielegalnie. Mówi, że handel chodnikowy bardzo szybko wymyka się spod kontroli. Trudno jest wyegzekwować choćby odpowiednie utrzymanie porządku.

– Za chwilę mieszkańcy będą narzekać, że tu czy tam jest brudno. Był taki pomysł, by postawić więcej takich drewnianych domków w rynku i umożliwić ludziom handel, ale od razu odezwały się głosy z targowiska, że robimy im konkurencję.

Na argumenty, że klienci nie korzystają z nowych, wyznaczonych,  miejsc burmistrz  odpowiada krotko:

– Trzeba ich do tego przyzwyczajać. Jeśli tego się nie zrobi teraz, to za rok lub dwa dalej nie będą ich znać, i ciągle będzie się mówiło „nie znają”. Wystarczy trochę zaangażowania i informacji, by klienci tam trafili. To nie jest daleko od centrum.

Pytany o termin oddania obiecanego miejsca przy nowej hali targowej stwierdza, że przypuszczalnie będzie to najwcześniej wrzesień. Prace opóźniły się, bo zmieniła się koncepcja zagospodarowania.

– Osoby handlujące w hali nie są zainteresowane powierzchnią magazynową na I piętrze budynku byłego RUCH-u. Będzie tam więc powierzchnia handlowa, ale wymaga to m.in. zainstalowania w środku windy towarowej. Zostaje jeszcze II piętro, gdzie będą powierzchnie biurowe lub magazynowe. Wszystkie zmiany wymagają zgody Urzędu Marszałkowskiego, a przepływ dokumentów, niestety, także trwa – wyjaśnia burmistrz.

[/block]

Gazeta Prudnik24 – numer 299

Reklamy

Reklamy



















Facebook