Z Pauliną Lulek o „The Voice of Poland”
Nie tak dawno prudniczanie emocjonowali się występami prudniczanki w „Bitwie na głosy”. W ubiegłym roku zaliczyła udany występ w opolskich „Debiutach”. Teraz Paulinę Lulek oglądaliśmy w programie „The Voice of Poland”, w którym jej udział zakończył się wprawdzie po pierwszej konfrontacji w ringu, ale zebrała bardzo dobre recenzje jurorów.
Paulino, jak to się stało, że znalazłaś się w programie? Długo się zastanawiałaś nad wzięciem udziału?
Szczerze przyznam, że pomysł na casting zrodził się w momencie, kiedy odwiedziłam moich znajomych w Warszawie. Okazało się, że odbywają się pre-castingi, a ja – na totalnym luzie i spontanie, bez żadnego przygotowania – postanowiłam wziąć udział, kosztem zwiedzania Warszawy. Chciałam to zrobić, tym bardziej, że kiedy odbywała się pierwsza edycja, miałam wypadek samochodowy i nie udało mi się dojechać na przesłuchania. Stwierdziłam, że być może to jest właśnie moja szansa – wiadomo, program jest fajny, daje pewne możliwości – więc postanowiłam wystartować. Poszłam na pre-casting i zaśpiewałam. Opłacało się, bo już trzy dni później dostałam informację, że dostałam się do przesłuchań „w ciemno”. A tam… obróciły się dwa fotele i dzięki temu znalazłam się w programie.
Spodziewałaś się, że akurat Justyna i Maria się odwrócą?
Nie, niczego się nie spodziewałam. Brałam raczej pod uwagę, że jeśli ktokolwiek się obróci, to raczej jeden fotel. Wydaje mi się, że wszelkie przemyślenia uczestników nie mają żadnego sensu. Wszystko tak szybko się dzieje, emocje są tak wielkie, że wszelkie plany dotyczące wyboru zmieniają się na scenie. Oczywiście, kiedyś zastanawiałam się, kogo bym wybrała, gdyby obróciły się wszystkie cztery fotele. Cały czas myślałam nad Marysią, ale jednocześnie nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym wybrać tylko i wyłącznie ją. Stwierdziłam, że jeśli się ktoś odwróci, to będę decydować bezpośrednio na scenie.
A jak wyglądają Wasze emocje w chwili, gdy np. dochodzicie do końca piosenki, a ciągle nikt się nie odwraca?
Emocje są wielkie, zwłaszcza, że na scenie to wszystko wygląda inaczej, niż w telewizji – masz przed sobą „żywy” band, z którym trzeba się zgrać, a my mieliśmy tylko jedną próbę. W moim przypadku było tak, że starałam się podchodzić do tego na luzie, ale prawdą jest, że gdy już tam się stoi, człowiekowi bardzo zależy, żeby ktoś się odwrócił. Jest to jednak duży bagaż do udźwignięcia, bo nagrania idą przecież „w świat”, ludzie komentują, hejtują, lajkują i tak dalej. Jednak, gdy tylko o tym pomyślałam, odwróciły się dwa fotele.
Kiedy zobaczyłaś, że odwróciły się Marysia i Justyna, to od razu podjęłaś decyzję, którą wybrać?
Nad wyborem zastanawiałam się w momencie, gdy one mówiły do mnie, oceniając mój występ. Ostatecznie wybrałam Marysię, ponieważ uważałam, że w późniejszym etapie – o ile rzecz jasna uda mi się do niego dostać – będzie w stanie zaproponować mi lepszy repertuar. Uważam, że stylistycznie „zbiegamy się” na pewno lepiej, niż z Justyną.
Niestety, jak mieliśmy okazję widzieć, nie udało się przejść dalej, ale chyba nie masz powodu, by się szczególnie „dołować”? Wasz występ został świetnie oceniony, usłyszałaś też sporo dobrych słów na swój temat.
„Dołować”? Nieee, trzeba umieć przegrywać. Ja staram się wyciągać wnioski z niepowodzeń. W tym przypadku akurat jest trudno, dostaję bowiem mnóstwo pozytywnych maili, wiadomości z gratulacjami. Sama Marysia poza kamerami powiedziała, że jestem już gotowa, muzycznie niczego mi nie brakuje. Teraz trzeba się wziąć za swój materiał muzyczny. „Voice” dał mi do tego takiego „medialnego” kopniaka i z tego się cieszę!
Rzeczywiście, pokazałaś klasę, kiedy po odpadnięciu bardzo ciepło wypowiadałaś się o zwyciężczyni waszej konfrontacji – Marcie Dryl. Podobno zaprzyjaźniłyście się i myślicie nawet o wspólnym muzycznym projekcie, to prawda?
Tak, wspólnie z Martą mamy w planach nagrać utwór, do czego zresztą namawiali nas poza kamerami trenerzy, twierdząc, że świetnie razem brzmimy i trzeba to wykorzystać. Nastąpi to prawdopodobnie przy okazji powstawania Voice’owego klipu, który nakręcimy razem z innymi uczestnikami w najbliższych dniach.
Czy udział w takiej produkcji telewizyjnej jak „The Voice od Poland” – z konkretnymi wymogami i określonym formatem, do którego trzeba się dostosować – nie niszczy indywidualności wykonawcy?
W takim programie nigdy nie wiadomo, co się zdarzy podczas kolejnego etapu. Nieważny jest twój bagaż doświadczeń – w moim przypadku, że były „Debiuty”, czy „Bitwa na głosy” – ale liczy się „tu i teraz”. Zatem nie kalkulowałam, nie liczyłam na cokolwiek. „Voice” był dla mnie szansą, aby przypomnieć się ludziom i ją wykorzystałam. Pamiętajmy, współczesna branża muzyczna jest taka, że program kończy się, i nawet wygrywając go, po upływie pół roku się już „nie istnieje”.
Jakie są zatem Twoje plany na najbliższą przyszłość?
Przede wszystkim chcę odpocząć. Czasem ciężko połączyć mi życie zawodowe z osobistym. Dlatego mam teraz chwilę dla rodziny. Przede mną ciekawy, pracowity, muzyczny sezon i – mam nadzieję – owocny w moje kompozycje!
Wobec tego powodzenia i dziękuję za rozmowę.