Wspomnienie Ryszarda Rowińskiego (1936-2014)
Emerytowany dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4 zmarł na początku sierpnia w wieku 78 lat. Był postacią bez wątpienia nietuzinkową. Oddajmy więc głos jego następcom, a także… samemu Rowińskiemu.
Urodził się w marcu 1936 roku w miejscowości Pniów, niedaleko Nadwórnej (Kresy Wschodnie). Kilka lat temu na antenie Telewizji Kablowej Prudnik opowiadał o swoich korzeniach[1].
– Do szkoły chodziłem w Nadwórnej, dwa kilometry od domu – wspominał w lokalnym medium emerytowany dyrektor szkoły. – Znalazłem się w szkole polskiej, w której uczono nas przez trzy miesiące. Kiedy przyszła zima, zostaliśmy wysłani do domu; nie było czym opalać budynku i nie było komu tego robić. Dopiero w 1944 roku (po dwóch latach) szkoła została wznowiona (wtedy, gdy już uciekli Niemcy i wrócili Rosjanie). W 1945 roku ukończyłem trzecią klasę.
Opowieść Ryszarda Rowińskiego staje się coraz bardziej dramatyczna:
– Później była kampania wyjazdów na zachód, na ziemie odzyskane. Z tym, że dużą liczbę Polaków, jeszcze w lutym, marcu 1944 roku, Rosjanie wywozili do Kazachstanu. Mnie i matkę też zabrano. Ojca już nie było, został wcześniej zabrany przez rosyjskie wojsko, niby do armii (mieli nas potem połączyć). Już na terenie Rosji udało nam się uciec z transportu. Wokół było szczere pole i wypuszczali ludzi za potrzebą. Wtedy udało nam się schować (było to gdzieś za Kijowem) i potem wróciliśmy do Nadwórnej, na piechotę albo łapiąc okazję.
Emerytowany dyrektor wspominał także najtragiczniejsze wydarzenia tamtego okresu:
– W pobliżu kościoła katolickiego wykopano ogromny dół , nad nim położono jakby kładkę i kazano przechodzić po niej Żydom: kobietom i mężczyznom. Wtedy Niemcy strzelali do nich, a byli tak pijani, że ledwo mogli się utrzymać na nogach. Nas zgromadzono na siłę wokół tego pobojowiska i kazano oglądać. Szedłem wtedy do szkoły jako dziecko, byłem bardzo wystarszony. Makabryczny widok.
Ryszard Rowiński mówił też o mordach dokonywanych przez bandy UPA ze szczególnym okrucieństwem, o ogromnej ilości ciał znalezionych w lesie, powiązanych drutem kolczastym (pomordowanych przez nieznanych sprawców). Kresy jednak kojarzyły mu się głównie z dzieciństwem wśród zielonych pagórków, wspólnym wypasem krów i zabawą przy pomocy prowizorycznych łuków. Zapytany zaś o to, czy można wybaczyć ogromne zło, które wtedy miało miejsce, odpowiedział:
– Przypuszczam, że tak, wszystkie rany w końcu się goją. Ukraińcy jako Słowianie to ludzie dobrzy, życzliwi, zwiodła ich ideologia odzyskanej Ukrainy, którą zaszczepili im Niemcy.
Sam napalił w piecu
– Ryszard Rowiński był dyrektorem „czwórki” w latach 1972-89, przez pięć ostatnich lat byłem jego zastępcą – wspomina Jan Ebel, który zresztą pełnił funkcję dyrektora jako następny (1989-99 w podstawówce, a później, po reformie edukacji, do 2004 w gimnazjum). – Zaufaliśmy sobie z Ryśkiem i dobrze nam się współpracowało. Utrzymywaliśmy też kontakty towarzyskie. Podczas jednego z naszych prywatnych spotkań zrodził się pomysł rozbudowy szkoły. Uczniowie chodzili wtedy na trzy zmiany i część z nich kończyła lekcję nawet o 16:15. Pomysł się przyjął i gdy ja zostawałem dyrektorem, nowe skrzydło było już wybudowane. 15 nowych izb lekcyjnych plus sala gimnastyczna. Pieniądze na inwestycje zbierane były różnymi sposobami, m.in. nauczyciele i rodzice płacili cegiełki. Rysiek miał dar przekonywania, potrafił zjednywać ludzi wokół pewnej inicjatywy, także rodziców.
25 lat temu Rowiński odszedł ze stanowiska dyrektora.
– Rysiek odgrywał ważną rolę w partii. Jeździł po zebraniach, przekonywał do pewnych idei, „wiodąca rola partii” itd. Chyba faktycznie w to wierzył – mówi Jan Ebel. – W 1989 odszedł na emeryturę, podobnie jak wiele innych osób będących wtedy na stanowiskach. Bali się, że z nastaniem nowego ustroju zacznie się „wieszanie na latarniach” tych, którzy związani byli z ustrojem poprzednim.
Nasz rozmówca wspomina Ryszarda Rowińskiego jako dobrego organizatora życia w szkole:
– Załatwił nowe lampy do sali gimnastycznej, poza tym za jego czasów sala do ZPT została wyposażona w piły i tokarki. Generalnie niczego się nie bał. Gdy woźny zachorował, potrafił sam pójść i napalić w piecu. Gdy układaliśmy plan pracy, wiedział, którą klasę przydzielić danemu nauczycielowi. Starał się też zrobić tak, żeby, np. pani mająca troje dzieci mogła kończyć trochę wcześniej. W ogóle orientował się w sprawach osobistych nauczycieli i starał się je uwzględniać. Potrafił też dobrze integrować się z nauczycielami, na rozmaitych konferencjach wyjazdowych był duszą towarzystwa. Lubił tańczyć, śpiewać, wspominać stare czasy.
Ryszard Rowiński był z zawodu nauczycielem języka rosyjskiego. W swojej karierze zawodowej pracował też w Szkole Podstawowej nr 3 oraz Liceum Medycznym. Miał rozległe zainteresowania. Potrafił malować i rzeźbić w drewnie; jego pasją było również harcerstwo. Jan Ebel wspomina też, że mieli obok siebie ogródki działkowe, przy ul. Dąbrowskiego. Kiedyś nawet, gdy zastał ich wieczór, pracowali przy reflektorze malucha. Jeśli zaś chodzi o pracę zawodową – do historii przeszedł ich wspólny zadymiony gabinet. Z obu panów Jan Ebel pierwszy rzucił palenie.
– Dyrektor Rowiński potrafił zachęcić ludzi, żeby robili coś ponad – wspomina z kolei Krystyna Wróblewska, która od 1999 roku pełni funkcję dyrektora Szkoły Podstawowej nr 4. – Kiedy budowa nowego skrzydła zbliżała się już ku końcowi, nauczyciele byli zaproszeni do tego, żeby, np. sprzątać salę, nosić meble. Nie widziałam, żeby ktoś się buntował albo narzekał, że to niesprawiedliwe.
Krystyna Wróblewska, z zawodu nauczyciel matematyki, rozpoczęła pracę w „czwórce” jeszcze za czasów Ryszarda Rowińskiego.
– Kiedy byłam początkującym nauczycielem i zdenerwowana szłam na lekcję – wspomina po latach – pan Rowiński spotkał mnie na korytarzu i zapytał: „Boisz się, dziecko?” Odpowiedziałam, że tak. A on na to: „To dobrze. Znaczy, że ci zależy”. Zapamiętałam go bardzo dobrze. Był życzliwym i ciepłym człowiekiem.
[1] Ze względu na inną specyfikę języka mówionego i pisanego, wypowiedzi Ryszarda Rowińskiego cytowane poniżej, zostały przeredagowane.