Lucjusz Standera: Czas zmienić podejście do rozwoju miasta

Prezentujemy dziś wywiad z kolejnym kandydatem na stanowisko burmistrza Prudnika. Tym razem naszym rozmówcą jest Lucjusz Standera – radny powiatowy i przedsiębiorca, jeden z czołowych krytyków obecnych władz miasta, do niedawna działacz powiatowych struktur PiS, obecnie kandydat komitetu wyborczego „Prudniczanie”.
ROZMAWIA: MACIEJ DOBRZAŃSKI
Początkowo wydawało się, że będzie Pan startował jako kandydat PiS-u, ostatecznie jednak do tego nie doszło. Czy po tych zawirowaniach związanych z Pańską kandydaturą miał Pan chwilę wahania, jeśli chodzi o swój start?
Setnie mnie Pan rozbawił tym eufemizmem. Jeśli się Panu, czy też nawet społeczności naszego miasta, „wydawało,” co dopiero można powiedzieć o mnie. To członkowie powiatowego komitetu PiS, jednogłośnie i przy największej, jak pamiętam, frekwencji, jeszcze w lutym, bieżącego roku, poparli moją kandydaturę w wyborach na burmistrza. Działanie to było zresztą wywołane na polecenie i wniosek posła Kłosowskiego (szefa struktur PiS w województwie – przyp. red). Dla mnie samego i ten wniosek, i ta jednomyślność, była kompletnym zaskoczeniem, ale też olbrzymim zobowiązaniem. Nie był to ani mój pomysł, ani moja inicjatywa, nawet na początku nie bardzo tego chciałem. Co mam jednak myśleć o moralności i stałości poglądów tych osób, skoro po niesławnej konferencji prasowej z udziałem posła i wykreowanej przez niego matki-jednoczycielki, nagle dowiedzieliśmy się, że kandydatką na burmistrza jest pani Czochara – bo podobno ja się nie zgłosiłem. Ile razy należy się więc zgłaszać i wyrażać zgodę na kandydowanie, aby to było wiążące dla pana posła? Najdelikatniej ujmując, jest to niepoważne.
Wracając do sedna Pańskiego pytania, o starcie w wyborach myślałem na długo przed wywołaniem tego tematu w PiS-ie. Od początku miałem jednak przekonanie, że to powinien być przede wszystkim kandydat reprezentujący ambicje i aspiracje społeczności miasta i gminy, a nie akurat kandydat Platformy, PiS-u, SLD czy innej sianoobrony. Że tego typu uwikłanie partyjnością danego kandydata nie jest, ani w zasadzie nie powinno być, istotnym walorem, ale raczej pewnym obciążeniem powodującym narzucenie z tzw. góry kwestii ideowo-programowych. Jeśli miałem jakieś obiekcje przy podjęciu tego typu samodzielnej decyzji,to były one wywołane jedynie koniecznością, w tej sytuacji, podjęcia decyzji o rozstaniu się z PiS-em, czego chciałem mimo wszystko uniknąć. Jak to już powiedziałem w jednym z wywiadów –„ jazda na dwóch motorach naraz jest możliwa tylko w cyrku”. Po ostatnim, w którym uczestniczyłem, spotkaniu PiS-u w dniu 21.08, na którym zamiast jakichkolwiek argumentów usłyszałem jedynie pogróżki, straciłem resztę złudzeń i stąd moja decyzja. Poza tym, polityka widziana jako suma końcowa drobnych knowań, układanek personalnych, fałszów i półuśmiechów, tajnych układzików zawieranych za plecami społeczeństwa, traktowanego jako przedmiot, a nie podmiot działania jest dla mnie obca i wstrętna. Jest wypaczeniem, a nie wypełnieniem tego pojęcia. Mizerne efekty tego typu myślenia i tego typu działań, które nas jako obywateli tak potwornie na co dzień irytują, widzimy od wielu lat dookoła siebie i to jest prawdziwa przyczyna ucieczki do krajów, gdzie można funkcjonować normalnie.
Nie da się jednak ukryć, że w ciągu tego krótkiego czasu, odkąd na ręce komitetu politycznego złożył Pan rezygnację z członkostwa w partii, nie zmienił Pan swoich poglądów. Czy nie obawia się Pan, że w tej sytuacji kandydatura Pana i kandydata PiS-u, który prędzej czy później zostanie wyłoniony, będą do siebie bardzo zbliżone?
Co do moich poglądów, zawsze występowała pewna rozbieżność pomiędzy moimi poglądami na gospodarkę, finanse i prawo, a oficjalnymi poglądami PiS-u. Tak jak zawsze – istnieje różnica pomiędzy praktykiem prowadzącym działalność gospodarczą w tym kraju, a teoretykiem o ciągotach, że tak to określę, socjalistycznych.
Co do podobieństw, litości, to są wolne żarty chyba, ja i dotychczasowa kandydatka PiS-u nawet fizycznie dość znacznie się od siebie różnimy ( śmiech). Jeśli zaś dotykamy sfery przekonań i światopoglądu, zakresu doświadczeń i wykształcenia oraz wielu tym podobnych, a istotnych kwestii, to dzieli nas może nie przepaść, ale raczej ocean. Poza tym zawsze wydawało mi się, że człowiek idzie „do polityki” dlatego, że ma jakieś pomysły, idee czy też program, wokół którego jest w stanie skupić grono przekonanych ludzi. Tutaj zaś mamy osobliwy przypadek „szczerej chęci”, która stała się powodem odgórnego nadania i jako efekt mamy, m.in. oczekiwanie napisania programu przez aktyw, bo pomysły własne ograniczają się do kopiowania idei z programu centralnego („Czas na zmiany”) , w zupełnym niemal oderwaniu od potrzeb i realiów lokalnych.
Komitet wyborczy „Prudniczanie”, z którego Pan startuje, składa się w większości z ludzi młodych. Jak doszło do Waszej współpracy?
Komitet składa się zasadniczo z …. prudniczan, mieszkańców tej ziemi, niezależnie nawet od faktycznego miejsca zamieszkania. Z osób, które przyznają się do wartości sformułowanych w naszym pięciopunktowym programie ramowym, który jednak cały czas staramy się rozwijać i wypełniać o kolejne ważne aspekty. Poza tym, prócz mnie w pracach komitetu uczestniczy – i z naszej listy startować do wyborów będzie – wiele osób, również i starszych ode mnie. Wszystkich nas zbliżyła wspólnota poglądów, chęć uczestniczenia w kreowaniu pełniejszego dialogu ze społecznością, świadomość bezwzględnej konieczności zmiany filozofii zarządzania lokalnym samorządem, świadomość konieczności odblokowania niewykorzystanego potencjału tkwiącego w naszym społeczeństwie, a to z kolei nie bardzo jest możliwe bez gruntownej zmiany podejścia do programu rozwoju naszego miasta.
Przejdźmy więc do szczegółów. Od dawna krytykuje Pan sposób, w jaki obecne władze promują naszą gminę. Jak będzie więc wyglądała promocja miasta w Pańskim wykonaniu?
To nasze władze w ogóle promują miasto i gminę? A jest na to jakiś dowód ? Wie Pan, panie redaktorze, zawsze od już gotowych i przyjętych do realizacji programów wolałem ich projekty. One bezlitośnie pokazują sposób myślenia czy też raczej, brak tego myślenia w rozpatrywanej kwestii. Co mamy myśleć o funkcjonującej „Strategii Rozwoju”, skoro powstała, m.in. w wyniku przeprowadzenia ankiety prowadzonej w ościennych województwach, w wyniku której zespół opracowujący tę strategię dowiedział się, że 69 % pytanych z niczym konkretnym Prudnika nie kojarzy! Co z tą porażającą informacją zrobiono – nic! Czy może funkcjonować na świecie firma, produkt czy też lokalna społeczność, która nie jest w żaden sposób rozpoznawalna? Czy podjęto od czasu przeprowadzenia tej ankiety (jesień 2009) jakiekolwiek działania, aby ten stan zmienić?? Jeśli tak, to jakie? Gdzie dotarły i jakie są tego efekty? Wydawanie opinii wewnętrznych, takich jak, np. „certyfikat” zaprzyjaźnionego Urzędu Marszałkowskiego z 18 czerwca 2008 roku pt. „Gmina Przyjazna dla Inwestora”,ma prawie taką samą wartość i skuteczność, jak wydanie przez sędziego orzeczenia w sprawie dotyczącej tegoż sędziego. Dlaczego tak strasznie się obawiamy poddania się sprawdzeniu przez autentycznie zewnętrznego i niezależnego audytora? Do jakiego kręgu potencjalnych inwestorów tego typu opinia dotrze, skoro nie idą za nią w ślad jakieś konkretne działania czy procedury? Jeśli promocja i reklama ma być skuteczna, musi trafiać do bardzo szerokiego kręgu odbiorców, najlepiej jeszcze, aby była robiona na bardzo profesjonalnym panelu. Naszym celem jest uzyskanie tytułu Certyfikowana Lokalizacja Inwestycji dla Prudnika. Na pierwszy rzut oka nie jest to ani łatwe, ani proste. W mojej opinii jest to jednak w naszym zasięgu – i finansowym i zasobowym. Kwota ok. 12 tys. , mówiąc wprost, leży w możliwościach nawet prywatnej donacji. Chociażby nawet zespołu burmistrz + wiceburmistrz, zwłaszcza przy ich poborach, tym bardziej, że program przewiduje tego typu prywatnego promotora programu. Nie wierzę też, aby w ramach nawet już zatrudnionych w Urzędzie Gminy osób, nie było takiego składu osobowego, który nie potrafiłby wymaganych dokumentów przygotować i wypełnić, należy jedynie tych ludzi odnaleźć i dać im minimum swobody, nie tłumić ich kreatywności.
Zaistnienie w tym tylko programie daje automatycznie wejście na profesjonalną płaszczyznę reklamowo – marketingową, z której regularnie korzysta ok. 28 tysięcy firm! Oprócz tego należy brać udział w targach branżowych i profesjonalnych panelach dyskusyjnych na szczeblu krajowym i międzynarodowym, gdzie można regularnie lobbować na rzecz miasta. Na jakich konkretnie, odpowiedzi na to powinna udzielić ciągle aktualizowana analiza SWOT.
I jeszcze jedna kwestia, prócz pięknie i zachęcająco wyglądającej tablicy z tym certyfikatem, lokalizowanej tuż pod tabliczką z nazwą miejscowości, miasto zyskałoby jasne i czytelne procedury postępowania , skończyłaby się więc era traktowania potencjalnych inwestorów według własnego widzimisię. Dodam jeszcze, że olbrzymia większość gmin osiągających sukcesy w lokowaniu nowych inwestycji, z tego właśnie programu korzysta.
Porozmawiajmy zatem o Podwałbrzyskiej Strefie Ekonomicznej, która daje – przynajmniej teoretycznie – największe możliwości w zakresie sprowadzenia inwestorów. Jaki jest Pana pomysł na ożywienie strefy? Wiem, że w grę wchodzi współpraca z gminą z Lubrza.
Owszem, nasze dotychczasowe, mniej formalne układy z gminą Lubrza, chcielibyśmy zmienić w kierunku ścisłej współpracy. Chcę zresztą współpracować z każdą osobą i organizacją, która jest w stanie za główną wytyczną przyjąć szeroko rozumiany rozwój i przyrost ilości miejsc pracy, bo to uznaję za podstawowe dobro i główne zadanie. Tutaj, niestety, fatalnym przykładem jest stanowisko Rady Miasta w sprawie próby lokalizacji w gminie Lubrza biogazowni. Jako argumenty przeciw usłyszałem, że chciano uniknąć „konkurencji ….oraz niekorzystnego i szkodliwego wpływu na otoczenie”. Przepraszam, ale w mojej opinii są to kompletne bzdury. Jakiej konkurencji,czy ktoś w pobliżu prowadzi biogazownię? Jeśli jest obawa o szkodliwe skutki oddziaływania na środowisko i mieszkańców, to wprowadza się twarde warunki brzegowe i kontroluje ich wypełnianie. Beztrosko odrzucono efekt bezpośredni w postaci utworzenia kilkudziesięciu miejsc pracy. I, co dla mnie jest o wiele gorsze, zupełnie pominięto w tym rozumowaniu silny efekt rozbudowywania tego rodzaju inwestycji. Bowiem na granicy takiej działki dostajemy od prywatnego inwestora energię elektryczną tańszą o ok. 30 – 40 %, bo odpada niemały koszt przesyłu przez sieci energetyczne oraz ciepło odpadowe po kosztach prawie symbolicznych. Proszę mi wskazać inwestora, który z tego rodzaju taniej okazji do zasilania własnej działalności nie chciałby skorzystać. Poprowadzenie wspólnej polityki wraz z gminą Lubrza pozwoliłoby wzmocnić i uwypuklić potencjał zawarty w PSE. I przede wszystkim, należałoby skupić potencjał jednostek gospodarczych ST na możliwości szybkiego i profesjonalnego uzbrajania tego terenu pod wymogi potencjalnych inwestorów.
Nie mogę w tym miejscu nie zapytać o Frotex To już niemal standardowe pytanie w kontekście inwestorów. Czy wg Pana można jakoś wykorzystać hale dawnej fabryki?
Na pewno można, choć nie wiem, czy potrafiłbym podać tysiąc pomysłów, że nie wspomnę o milionie (śmiech). Jednak bezpośrednie wykorzystanie przez potencjalnego inwestora przemysłowego, rodzi wiele wątpliwości. Postrzeganie wymogów przemysłowych w XIX wieku i aktualnie, jest już kompletnie różne. Znalezienie inwestora, który potrafiłby się dopasować do wysokości, czy też rozpiętości hal, czy też takiego, który potrafiłby się dostosować do możliwości infrastruktury (np. jak efektywnie ogrzać hale o grubości murów sięgającej 1 metra), z pewnością nie będzie proste. I takiego, który jednocześnie będzie w stanie spełnić wymogi konserwatora zabytków. Na pewno jakąś część kubatury można i należałoby wykorzystać na stworzenie skansenu włókiennictwa. To aktualnie trochę już taka musztarda po obiedzie, takie kroki należało podejmować, jak jeszcze można było cokolwiek zachować. Teraz po wielu unikatowych maszynach włókienniczych nie pozostał nawet ślad w tyglach do topienia złomu. To, czym ponadto jeszcze dysponujemy w zasobie kubaturowym, można , np. w ramach partnerstwa prywatno-publicznego, starać się przekształcić w faktyczny inkubator przedsiębiorczości, zwłaszcza w kierunku R&D (badań i rozwoju). Tego typu działania staram się już inicjować, korzystając ze swoich kontaktów w przemyśle i na uczelniach. Dziedzina ta jest o wiele mniej wymagająca co do warunków kubaturowych, natomiast stopa zwrotu z tego rodzaju inwestycji wielokrotnie przekracza zyski osiągane w tradycyjnych dziedzinach przemysłu.
Z Pańską dogłębną krytyką spotyka się także stratega rozwoju gminy na lata 2010-2020, zakładająca jej turystyczny charakter. Uważa Pan, że Prudnik nie jest wystarczająco atrakcyjnym miejscem dla potencjalnego turysty? A może nie podobają się Panu sposoby, w jaki obecne władze kształtują kierunki rozwoju w tym zakresie?
Nie wiem, czy moja krytyka jest dogłębna, choć sądzę, że jest solidna i zasadna. To, czego jesteśmy świadkami, taka mimowoln,a czy też raczej bezwolna „konwersja” miasta, które się rozwinęło do takiego, jaki znamy poziomu, tylko dlatego, że było miastem dogłębnie przemysłowym, w gminę rzekomo turystyczną, nie może budzić co najmniej niepokoju. Jakie mamy i czy w ogóle mamy lokalne atrakcje dla potencjalnego turysty? Nawet te nikłe, które w mieście istnieją, nie są reklamowane na odpowiednim poziomie. Choćby tylko wizytówka miasta – z tego co wiem, jedna z najstarszych, o ile nie najstarsza, murowana wieża w Polsce. Czy widział pan gdziekolwiek, 10, 20 czy 50 kilometrów od Prudnika, albo przynajmniej w okolicach zjazdów z autostrady, jakąkolwiek reklamę dotyczącą wieży Woka, np. takie, jakie wszędzie zapraszają do Juraparku w Krasiejowie?
Ilu turystów już „przyciągamy” i czy dla miasta o tej populacji jest to źródło odpowiednich przychodów? Te nikłe 7 tysięcy rocznie przy dwudziestu i kilku tysiącach mieszkańców -wobec blisko 30 tysięcy tygodniowo przy populacji parutysięcznej dla gmin autentycznie turystycznych to jest po prostu przepaść. To nie jest różnica jedno, dwu czy dziesięciokrotna, ale tysiąckrotna! Jak już koniecznie chcemy wesprzeć budżet gminy, czy obywateli zainteresowanych rozwojem agroturystyki czy usług hotelowych, to prowadźmy marketing turystyczny na stosownym poziomie, bo to, co jest, woła o litość do nieba. Popatrzmy obok – w Pokrzywnej wykreowano park rozrywki Rosenau praktycznie z niczego, z indywidualnej kreacji i inwencji, prawie zaginione miasto z błota, a nie ze złota – tyle, że złoto pomysłodawcom przynosi. I chwała im za tego rodzaju aktywność. Na miejscu, za darmo, mamy monumentalną wieżę Woka, która jest zaledwie pozostałością po jeszcze bardziej imponującym zamku Vogelberg. Są źródła, które, np. opisują portal wjazdowy do tego zamku, w który wkomponowana była tarcza, a na niej dwóch rycerzy na jednym koniu. Świadczyłoby to o lokalizacji w zamku komandorii templariuszy. Dlaczego nie wykorzystuje się nawet tak nikłych wątków, śladów historii do spotęgowania i rozreklamowania atrakcji miasta, do wykreowania czegoś całkowicie nowego? W Czechach informacje i reklamy o pozostałościach zamków templariuszy znajdujemy nawet o kilkaset kilometrów od miejsca lokalizacji. Już nawet nie ruin, bo to co kilkadziesiąt, kilkanaście lat temu było w zupełnej rozsypce, z wielkim pietyzmem poddaje się renowacji. Miałem okazję odwiedzić hrad Helfenstein, jeden z najpotężniejszych zamków średniowiecznej Europy po 20 latach od pierwszej wizyty. Byłem porażony ogromem zmian, a w zasadzie, ogromem wykonanych prac. Ale też w ogonku po bilety czeka się tam kilkadziesiąt minut, a na parkingu prawie nie sposób znaleźć wolnego miejsca.
Czy – kontynuując ten wątek – nie musimy się zatem obawiać, że w przypadku Pańskiej wygranej, ścieżki rowerowe pozarastają trawą, a wieże widokowe zmurszeją i rozpadną się w pył? Stosuję oczywiście celowe przejaskrawienie, niemniej dla niektórych prudniczan te aspekty funkcjonowania miasta też są istotne.
Znam miejscowości, które nie aspirują nawet do miana turystycznych, a w których funkcjonują świetnie zorganizowane trasy rowerowe. To wg mnie nie jest atut gminy turystycznej, ale każdego miejsca zorganizowanego i zarządzanego w sposób zrównoważony. To po prostu atrybut cywilizacji, tak jak dostęp do kanalizacji, prądu lub wodociągu. Dobrze Pan to sformułował, to jest tylko jeden z aspektów funkcjonowania miasta, ale chyba nie powinien być głównym, mimo wszystko . Funkcjonowanie miasta o zdrowej strukturze opiera się przede wszystkim na swobodnym dostępie do rynku pracy. Tutaj nawet lokalni, co bardziej otwarci notable, jeszcze nieśmiało rozglądając się na boki, zaczynają przebąkiwać o sytuacji patologicznej, bo trudno inaczej nazwać sytuację, w której w czołówce zatrudnienia plasuje się Urząd Gminy czy Powiatu. Powinno być dokładnie odwrotnie. Aby to zmienić, musimy doprowadzić do lokalizacji takich i tylu firm, że wywoła to znaczne zmiany w tym rankingu, że tą niechlubną proporcję, odwróci o 180 stopni.
Skoro o turystyce mowa, muszę zapytać o Pana opinię dotyczącą schronisk młodzieżowych. Jak Pan ocenia tą inwestycję?
Z pewnością u podstaw decyzji o inwestowaniu w te obiekty leży swego rodzaju „grzech pierworodny”. Przecież inwestycja była rozpoczęta i prowadzona w kierunku uzyskania hotelu miejskiego. To typowe dla obecnego zarządu, brak rozpoznania absolutnie wszystkich aspektów i skutków prawnych podejmowanych działań. I potem jest wielkie zdziwienie, jak się tuż przed oddaniem inwestycji okazuje, że gmina nie może, nawet w formie jednostki gospodarczej ST, prowadzić hotelu. Żeby doraźnie ratować sytuację, usiłuje się wynająć zakończoną inwestycję, ale warunki przetargu są tak absurdalne, że żaden najemca, przy zdrowych zmysłach i umiejętności liczenia pieniędzy, takiego wyzwania się nie podejmie. Aktualnie i doraźnie sytuacja jest ratowana subwencją oświatową (ok. 755 tys. rocznie, jako że są to z konieczności schroniska młodzieżowe) – i zdaje się, dzięki temu są „rentowne” . Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby tak państwo wycofało subwencjonowanie tego rodzaju. W mojej opinii, nie były to jednak pieniądze wydane efektywnie, a na pewno nie na inwestycję intensywną, tylko wybitnie ekstensywną.
Największą bolączką miasta jest odpływ ludzi młodych, spowodowany brakiem pracy. Niektórzy z tych, którzy tu pozostali, chwalą sobie możliwość taniego wynajmu lokalu, jaką zapewniają inkubatory przedsiębiorczości . Co Pan sądzi o tym pomyśle obecnych włodarzy?
Gwałtowny odpływ ludzi, oczywiście głównie młodych, ale nie tylko, to zdaje się jeden z wyznaczników gminy …turystycznej. Tutaj, niestety, mamy turystykę za pracą i środkami do utrzymania się. Ta właśnie kwestia wywołała moje pytanie na spotkaniu w POK-u zorganizowanym pod egidą Urzędu Marszałkowskiego. Odpowiedź, jak zwykle, dostałem nie na temat, tzn. że został na koniec 2013 roku osiągnięty zysk. Tymczasem ja się jedynie zapytałem, czy były robione jakieś analizy, czego świadectwem jest brak w budżecie gminy 700 tys. z tytułu zwrotu z podatku PIT i CIT. Po konsultacjach z panią skarbnik oraz opiniach z RIO jestem przekonany, że jest to dowód na ubytek dochodów w portfelu obywateli i firm prudnickich na poziomie 9 – 10 milionów. Pytanie, ile osób musi „turystycznie” wyjechać za pracą z miasta, aby w dochodach społeczności ubyło 9 milionów? Według mnie jest to dowód na jeszcze większą i głębszą , bardziej gwałtowną depopulację gminy niż urząd jest skłonny przyznać.
Bez wątpienia inkubatory w obecnym kształcie dają możliwość taniego najmu lokali. Tylko, czy tego typu przedsiębiorczość, że tak powiem, koncesjonowana, z faktycznym rozwojem nieskrępowanej przedsiębiorczości ma wiele wspólnego? Jak ktoś będzie miał pomysł na jakąkolwiek przedsiębiorczość większego kalibru albo tylko minimalnie bardziej uciążliwą, np. ze względu na hałas, inkubatory w obecnym kształcie mu tego nie zapewnią. W mojej opinii, gdybyśmy mieli do czynienia z faktycznym inkubatorem przedsiębiorczości, to dałoby się w tych pomieszczeniach prowadzić absolutnie każdą działalność: handlową, usługową, produkcyjną, jakąkolwiek. Tu w zasadzie mamy do czynienia z najmem powierzchni stricte biurowych. Już prędzej dałoby się tego typu działalność prowadzić w adaptowanych pomieszczeniach po Froteksie. Mam nawet konkretny pomysł, coś w rodzaju ramowego business-planu, jak tego rodzaju stymulowanie przedsiębiorczości mogłoby wyglądać, ale na okoliczność naszego spotkania jest to opracowanie stanowczo zbyt obszerne.
W takim razie idziemy dalej. Podatki dla inwestorów tworzących nowe miejsca pracy. Zniesie je Pan całkowicie, czy jedynie obniży?
Nie da się uciec, przy tego rodzaju pomysłach, od realiów finansowych. Zarząd miasta ma dość małe pole manewru, aby nie zakłócić i tak niezbyt imponującej płynności finansowej. Jeśli będą tworzone nowe miejsca pracy, bezwzględnie trzeba będzie wprowadzić system ulg. I nie może być to działanie jedynie symboliczne. Musimy mieć przede wszystkim w pamięci, że każde nowe miejsce pracy oznacza dodatkowe pieniądze, które prawie momentalnie wracają na rynek. A z części podatków wracają też, o czym mówiłem wcześniej, do budżetu gminy. W tej dziedzinie będę inicjował rzetelną analizę, ale już teraz mogę zapewnić, że będzie to jeden z moich priorytetów. Na pewno w tej sprawie będę działał z dużą aktywnością, bo widzę w tym silny proinwestycyjny impuls.
Opłaty za śmieci. Według Pana mogą pozostać na obecnym poziomie, czy raczej skłania się Pan do ich obniżenia?
W mojej opinii, cena, którą mamy na lokalnym rynku, specjalnie wygórowana nie jest. Na pewno, kiedy się spotkam z odpowiednimi dokumentami, do których w tej chwili, siłą rzeczy, dostępu nie mam, sprawie się przyjrzę bliżej. Wtedy, niewykluczone, że udałoby się doprowadzić do pewnych obniżek.
Kino, które powstaje w dawnym POK-u. Podoba się Panu ten pomysł?
Jako pomysł, podoba mi się o wiele bardziej od pomysłu dotyczącego schronisk młodzieżowych. Kino czy też, swego rodzaju, sala widowiskowo – kinowa, jest po prostu pewnym elementem cywilizacji człowieka. Nawet niezależnie od silnego rozwoju innych mediów, dostępnych indywidualnie, które z konieczności tę pustkę (znikły przecież z horyzontu Prudnika dwa kina) wypełniają. Z kolei brak kina generuje wycieczki na seanse do Opola, co jeszcze bardziej podnosi cenę biletu.
Prudnickie kluby sportowe. Czy mogłyby liczyć na pomoc od gminy? Zwłaszcza piłkarze cienko przędą.
Serce i oczy mówią o pomocy, rozum radzi, aby się głęboko zastanowić. Na pewno jakaś forma pomocy jest możliwa, w końcu wyniki klubu sportowego stanowią pewną, niemałą zresztą, formę promocji miasta. Chociażby więc z tego tytułu, jako wizytówka i aktywna ambasada miasta, powinny być objęte pewnymi formami pomocy. Na pewno budżet miasta nie powinien bezpośrednio subsydiować klubów, ale pewne formy pomocy, zwłaszcza zawieranie konkretnych rzeczowych i celowych, że tak powiem, sojuszy, głównie w obszarze partnerstwa publiczno-prywatnego, stanowić będzie pewne nowatorskie rozwiązanie – i do tego będę się starał dążyć.
Renowacja stadionu prudnickiej Pogoni – tak, czy nie?
Po kilku latach, bo kiedyś bywałem o wiele częściej, pojawiłem się na jednym z ostatnich meczów granych na stadionie. Cóż, smutna to konkluzja, ale to jest pewnego rodzaju komplet. I klub Pogoń, i stadion, i jak patrzyłem wokoło z trybun, miasto, wszyscy rozpaczliwie potrzebują pomocy. Na pewno renowacja na stadionie powinna się odbyć. Jak zdążyłem zauważyć, niewiele się w ostatnim czasie tam zmieniło i niewiele przybyło. Jakie konkretne kroki w tym kierunku będę w stanie podjąć, pokaże czas. Z pewnością nie wyprę z pamięci, ani nie zostawię tej kwestii samej sobie.
Skoro jesteśmy przy sporcie – krytycznie ocenia Pan projekt budowy basenu na Jasionowym Wzgórzu. Czy jako burmistrz wstrzyma Pan jego budowę?
Z pewnością będę się starał dokonać pełnej analizy kosztów oraz zaawansowania tego projektu. Czasem lepiej tego rodzaju nieprzemyślaną inwestycję uciąć, nawet mimo już wydanych środków. Na pewno obywatele naszego miasta powinni dostać, w prezencie pod choinkę, zestawienie kosztów już poniesionych i proste pytanie: czy jesteście gotowi wydawać przez następne lata na inwestycję pt. „Basen z halą sportową” konkretną sumę pieniędzy – i to każdy, od oseska do starszej pani chodzącej o lasce. Takie są po prostu realia – wypowiedzi typu – „ale przecież Pan Burmistrz nam wybuduje basen” – są zupełnie nie na miejscu, a przede wszystkim, są nieprawdziwe. Moja analiza prowadzi do konkretnej kwoty, około 15-20 złotych miesięcznie na każdą zameldowaną i mieszkającą osobę . Czyli rodzina czteroosobowa 60 –80 złotych. Razy 12 miesięcy. W ciągu 3 lat planowanej inwestycji zamiast skoczyć do hipotecznego basenu, można wyjechać na wczasy do Turcji czy Egiptu. Chcę podkreślić – takie będą koszty wysysane kredytami gminy z naszych portfeli, jeśli będziemy chcieli kontynuować tą inwestycję.
Jak Pan ocenia pracę obecnych szefów jednostek organizacyjnych gminy lub wydziałów w samym urzędzie?
Jednym z zadań szefa, jest prowadzenie bezustannej analizy i ocena pracy swoich podwładnych. Władza samorządowa powinna być skuteczna, sprawna, niezawodna i mieć ciągłą świadomość, że jest jedynie narzędziem do wypełniania wspólnych spraw społeczności, na rzecz której pracuję. Nie może i nie powinna być zadufana w sobie i uzbrojona w arogancję wobec prawdziwego suwerena, którym jest przecież społeczeństwo. Nawet jak jest stanowcza, to powinna być wtedy grzeczna i uprzejma, a nawet odmowa, jeśli jest podyktowana względami porządku i prawa, choć stanowcza, powinna jednak być na tyle jasna i czytelna aby nie budziła jakichkolwiek wątpliwości. Bezpośredni kontakt z działaniem tych pań i panów, przynajmniej do tej pory, nie napełnił mnie ani szczególnym entuzjazmem, ani opiniami krytycznymi. Jednak sygnały i głosy, które do mnie dochodzą, świadczą wprost, że niewiele z tych przymiotników, których do opisania zalet i właściwości osób sprawujących u nas władzę, da się do konkretnych osób przypisać. Ja jedynie mogę obiecać, że kiedy będzie mi to, dane taką analizę prowadzić będę nieustannie i rzetelnie.
Jaki ma Pan plan na kampanię wyborczą? W jaki sposób zamierza Pan dotrzeć do potencjalnego wyborcy?
Mam wrażenie, że mamy dużo inwencji i pomysłów oraz własnego zaangażowania i pracy. Będziemy się starali dotrzeć w sposób skuteczny do każdej osoby. A przede wszystkim, chciałbym już zaapelować do wszystkich mieszkańców miasta i gminy – nie pozwólcie, aby wybory po raz kolejny wygrała „Polska Partia Niegłosujących”. Tak zresztąpojmuję znaczenie słowa Rzeczpospolita. Najlapidarniej mówiąc – nic o nas bez nas. Idźmy więc na wybory, bądźmy aktywni, choćby nawet po to, aby móc na kogo w razie czego narzekać – głosowałem na panią/pana, a robicie to…Jak dzień wyborów przesiedzimy w domu przy telewizorze albo przed Internetem, to powinniśmy przynajmniej, być na tyle szczerzy i siedzieć cicho, bo narzekać wtedy możemy jedynie na siebie.
Na koniec proszę powiedzieć kilka słów o sobie.
To chyba jedno z najtrudniejszych pytań. Niełatwo powiedzieć o sobie w pełni obiektywnie. Jestem prudniczaninem z urodzenia i z … wyboru. Inżynierem energetykiem, po Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Ciągle jeszcze w pamięci mam hymn wydziałowy, w którym refren brzmi: „Nie ma silnego, nie ma byka nad inżyniera energetyka”. Może jakieś ziarno prawdy w tym tkwi?Wiele lat przepracowałem w dużych firmach montażowych, na budowach i podczas remontów kotłów, turbin i innych instalacji. Wybudowałem, jako menedżer projektu, kilka zakładów przemysłowych. Z zamiłowania jestem żeglarzem oraz projektantem jachtów, a staram się na miarę sił i środków być ich budowniczym. Aktualnie, i jest to swego rodzaju synteza pasji do żywiołów, i doświadczeń zawodowych, zajmuję się realizacją kilku projektów z dziedziny OZE.
Dziękuję za rozmowę.