Widmo prywatyzacji wciąż nad stadniną
Podczas niedawnej sesji Rady Powiatu po raz kolejny rozmawiano na temat możliwej prywatyzacji prudnickiej stadniny koni. Przyczynkiem do tego były pisma, które starostwo otrzymało z ministerstwa, wskazujące, że sprzedaż przedsiębiorstwa jest bardzo realna.
Rada Powiatu już dwukrotnie podejmowała uchwały sprzeciwiające się planom prywatyzacji, z czego ostatnia z nich była bardzo stanowcza w swojej wymowie. Na ostatniej sesji sprawę wyjaśniała też Janina Okrągły.
Prudnicka posłanka już raz, po rozmowie z Ministrem Rolnictwa, uspokajała, że plany prywatyzacji raczej nie zostaną wcielone w życie. Stało się tak po pierwszych niepokojących informacjach, jakie dotarły do Prudnika po 26 sierpnia 2014 r., kiedy to podczas posiedzenia Sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi podano informację o wykreśleniu Stadniny Koni Prudnik z wykazu spółek hodowli roślin uprawnych oraz hodowli zwierząt gospodarskich o znaczeniu strategicznym dla państwa. Oznaczało to zakwalifikowanie stadniny do prywatyzacji i sprzedaży udziałów. W świetle tego, iż prudnicka stadnina osiąga znakomite wyniki finansowe oraz hodowlane, wiadomość wydawała się niedorzeczna. Jak się okazuje, plany prywatyzacji wciąż są realne.
– Na ostatniej sesji, gdy po raz kolejny, już trzeci, zajęliśmy się tematem, nie było niestety prezesa stadniny, od przybyłego pracownika dowiedzieliśmy się sporo faktów o atutach przedsiębiorstwa, ale nie o samej prywatyzacji – mówi Gazecie Prudnik24 starosta prudnicki Radosław Roszkowski. – Z kolei pani poseł mówiła o stworzonym przy Ministerstwie Rolnictwa zespole, który ma zbadać temat prywatyzacji Prudnika i podobnych gospodarstw, z tym, że prace zespołu są zawieszone do czerwca.
Radosław Roszkowski zaznacza, że poczynił starania, mające na celu ochronę stadniny.
– Próbowałem ostatnio zainteresować tematem władze województwa (wojewodę i marszałka) oraz innych parlamentarzystów i samorządowców regionu. Jak na razie z mizernym skutkiem. Chętny do wsparcia okazał się jak na razie jedynie młody poseł – Łukasz Tusk – wyjaśnia sternik powiatu.
W Prudniku panuje pełna zgoda wielu środowisk, że prywatyzacja nie byłaby dobrym rozwiązaniem. Również Rada Gminy w tamtym roku w stosownej uchwale stanowczo sprzeciwiła się planom ministerstwa. Powszechna jest obawa, że prywatyzacja wiązałaby się z utratą pracy dla większości spośród niemal stu pracowników przedsiębiorstwa.
– Być może łakomym kąskiem jest dwa i pół tysiąca hektarów, którymi dysponuje ta spółka. Ziemia w powiecie prudnickim jest bardzo cenna, przekracza kwotę 100 tysięcy zł. za hektar i to może powodować, że ktoś jest bardzo mocno zainteresowany doprowadzeniem do sprzedaży tego gruntu – mówił niedawno na antenie Radia Nysa starosta Roszkowski.
Do tematu powrócimy.