Jerzy Czerwiński: „To była ciężka praca”
Rozmowa z Jerzym Czerwińskim, prudniczaninem, nowo wybranym senatorem RP, który w minionych wyborach parlamentarnych otrzymał ponad 41 tysięcy głosów na Opolszczyźnie.
ROZMAWIA: MACIEJ DOBRZAŃSKI
Panie senatorze, nie da się ukryć, że nie był Pan faworytem w wyścigu o to stanowisko. Sondaż NTO dawał Panu niewielkie szanse na dostanie się do Senatu. Wynik jest dla Pana zaskoczeniem?
Przygotowując się do wyborów, chciałem zrobić to wszystko, co zaplanowałem. Miałem w głowie pewien scenariusz kampanii i wyznaczony krąg osób, do których zamierzałem dotrzeć, przypomnieć im moją sylwetkę, bo jak wiadomo, trochę już działałem w tutejszym środowisku. Z drugiej strony, chciałem potwierdzić, że startuję z Prawa i Sprawiedliwości, aby być w pełni kojarzony z tym ugrupowaniem. W przypadku wyborów najważniejsze jest indywidualne podejście do wyborcy. Musiałem mieć odwagę wyjść do niego, wysłuchać go i się mu przedstawić. Okazją do takiego bezpośredniego kontaktu było zbieranie podpisów (minimum 2 tys., J. Czerwiński zebrał ich ponad 4000 – przyp. red.). W Prudniku na ul. Sobieskiego postawiłem stolik, robiłem też tak we wszystkich większych miastach całego okręgu. Ci, którzy podpisywali moje listy, też wykazali się odwagą, bo był to przecież gest publiczny. Wieszanie banerów, co częstokroć robiłem sam, również pomogło mi w kontaktach z ludźmi, zwłaszcza na wsiach, gdzie wiele osób podchodziło do mnie wówczas z dużym zainteresowaniem. To była ciężka praca.
Zdecydował się Pan kandydować do Senatu, którego członkowie mają dużo mniejszy wpływ na kształtowanie rzeczywistości niż posłowie w Sejmie. Paweł Kukiz wprost podważa zasadność istnienia Senatu.
Nie mam pojęcia, co sądzi na ten temat Paweł Kukiz, ale wiem, że swoich kandydatów do Senatu wystawił (uśmiech). Według mnie Senat jest potrzebny. Wielokrotnie zdarzało się, że prawo wychodzące z Sejmu było uchwalane zbyt szybko lub na skutek targów politycznych uchwalane przepisy były po prostu złe. Senat je poprawiał, a musimy pamiętać, że nic nie psuje opinii o ciele ustawodawczym w takim stopniu, jak złe prawo – niezrozumiałe, niespójne lub sprzeczne z rzeczywistością. Parlament traci wówczas na autorytecie. Dawniej Senat musiał też opiekować się Polonią, pomagał zbierać środki i fundusze na pomoc naszym rodakom za granicą. Było to lepsze rozwiązanie, ponieważ w ministerstwie Polonia jest niejako narzędziem prowadzenia polityki zagranicznej, a jeśli ta kwestia ponownie znajdzie się w gestii Senatu, pomoc ta stanie się celem samym w sobie. Mam nadzieję, że takie rozwiązanie powróci.
Co najczęściej słyszał Pan od ludzi w czasie swoich przedwyborczych spotkań?
Powtarzały się postulaty związane z emigracją młodzieży. Skarżyła się na to sama młodzież, która coraz częściej z braku nadziei podejmuje decyzję o emigracji, jak również starsi, którzy źle się tu czują z powodu wyjazdu swoich dzieci i nie mogą przeboleć, że wnuki wychowują się za granicami Polski. Oczywiście dużo mówiono też o fatalnym stanie służby zdrowia, kolejkach do lekarza, czy kwestii emerytur. Tym trzeba się będzie zająć. Oczywiście łatwo się mówi, znacznie trudniej to wykonać. Musimy stopniowo doprowadzić do sytuacji, w której młodym będzie się opłacało tutaj zostawać, będą miejsca pracy, w miarę tanie mieszkania lub możliwość ich wykupienia.
A więc – kontynuując ten wątek – czy ma Pan jakieś konkretne plany w odniesieniu do Ziemi Prudnickiej?
Ziemia Prudnicka ma te same problemy o których mówiłem przed chwilą. Okręg, z którego kandydowałem, jest dość rozczłonkowany geograficznie, to taki swoisty półksiężyc biedy, gdzie żyje się gorzej niż w pozostałej części naszego województwa. Pomimo tego rozczłonkowania sytuacja ekonomiczna jest jednak podobna – bezrobocie, brak pracy, wymierające miasteczka, takie jak Prudnik, gdzie największym pracodawcą jest sfera budżetowa, a więc urzędy i szkolnictwo. Najważniejszym zadaniem jest więc stworzenie warunków do lokowania przemysłu. To jest trudne, ale nie niemożliwe, oczywiście przy współpracy z władzami lokalnymi, bo pamiętajmy, że od nich bardzo dużo zależy. U nas takie warunki trzeba stworzyć w dawnym „Froteksie”. Strefa ekonomiczna również powinna się rozwijać, ale „Frotex” jest najważniejszy. Te hale nie mogą stać niezagospodarowane.
Ostatnio premier Kopacz przeznaczyła milion zł. na ich remont.
To trochę za mało, a poza tym, z tego, co wiem, środki te zostaną przeznaczone tylko na renowację dachów. Wątpię, by to zadowoliło inwestorów. Najpierw jednak muszą się takowi znaleźć. Do tego trzeba im stworzyć odpowiednie warunki. Proszę zauważyć, że Nysa, która miała gorszą sytuację niż Prudnik, ucieka do przodu – mówię tu o trwającej budowie obwodnicy i stworzeniu przy niej terenów pod inwestycje. Nysa osiągnęła już taki punkt masy krytycznej, z którego można się tylko odbić i to jest właśnie to światełko w tunelu. Podobnie w Kluczborku – specjalna strefa inwestycyjna jest tam praktycznie zapełniona, wręcz brakuje już gruntów dla nowych inwestorów. Chciałbym dożyć takiej chwili w Prudniku.
Nie dożyjemy tego, dopóki nie będziemy mieć połączenia z autostradą.
Jeszcze jako radny sejmiku zetknąłem się z tym problemem. Miałem wręcz całą teczkę interpelacji związanych z tą sprawą. I chociaż formalnie nie należało to do gestii sejmików, to jednak władze województwa mogły w tym zakresie zająć stanowisko. I próbowały zajmować. Ale powiem wprost. Budowę zjazdu w okolicy Prószkowa blokuje pewna cześć samorządów i osób zamieszkałych mniej więcej tam, gdzie miałby zostać zlokalizowany zjazd i dalej w kierunku Opola. To są wioski zamieszkane przez ludność autochtoniczną reprezentowaną przez jednego z dwóch koalicjantów w sejmiku, czyli Mniejszość Niemiecką. Nie mam na to dowodów, ale z moich źródeł i rozmów, jakie przeprowadziłem, wynika to jasno. Ażeby zapobiec budowie, wymyśla się najróżniejsze preteksty, łącznie z takimi, że ruch w tym miejscu nie ma odpowiedniego natężenia, co jest nieprawdą, albo że przeszkadza w tym istniejące miejsce obsługi podróżnych lub że trzeba by dokonać wyburzeń dwóch gospodarstw, które stoją w miejscu postulowanej drogi. Innymi słowy istnieje obawa, że jeśli stworzy się zjazd w Prószkowie, to cały ruch autostrada – Opole zostanie przekierowany na ten ciąg komunikacyjny, co pogorszy mieszkańcom warunki życiowe. Swego czasu stworzono też projekt wyjścia zastępczego, zakładający stworzenie zjazdu nie w Prószkowie, a w Jaśkowicach, który byłby połączony z przebiciem nową drogą w stronę nieistniejącej na razie południowej obwodnicy Opola. Koszt miał wynieść 700 mln zł. Lokalne władze nie znalazły na to pieniędzy, a dla mnie była to ewidentna próba wyprowadzenia dyskusji na tory prowadzące donikąd. Nikt poważnie nie bierze pod uwagę tego połączenia.
Czy może Pan teraz zadeklarować, że ponownie zajmie się tą sprawą?
Będę próbował. O tym mogę zapewnić. Obecny stan rzeczy jest nielogiczny. Dokonuje się, słusznie zresztą, modernizacji drogi 414, która na trasie od ewentualnego zjazdu koło Prószkowa aż do Białej prezentuje się bardzo dobrze, a zaniedbuje się końcówki szlaków, jak rzeczone połączenie z autostradą, czy choćby wschodnia obwodnica Prudnika, istniejąca na razie w sferze marzeń. W efekcie z tych dróg nie ma gdzie zjechać.
Przejdźmy do tematów nieco szerszych. PiS zdobył samodzielną władzę. Od czego partia Jarosława Kaczyńskiego powinna więc rozpocząć rządy? Nie wiecie, w jakim stanie są finanse publiczne, może się okazać, że będziecie zmuszeni zrezygnować z niektórych obietnic.
Sam pan już sobie odpowiedział na to pytanie. Po tak długich latach rządów jednej formacji, jakie były udziałem PO, trzeba wykonać coś w rodzaju audytu, bilansu otwarcia. Powinniśmy zrobić to jak najszybciej, żeby wiedzieć, w jakim miejscu jesteśmy. W partii jest wola, by te obietnice wyborcze, pomimo różnych problemów, spełnić. Oczywiście nie zrobimy tego od razu, choć ważne, aby te decyzje były szybko podjęte przez parlament. Przykład – kwota wolna od podatku i jej podwyższenie do 8 000 zł. Jeśli chcemy, żeby te przepisy weszły w życie w przyszłym roku podatkowym, musimy uchwalić je do 30 listopada tego roku. Czas nagli.
Można się domyślać, że PiS nie będzie miał taryfy ulgowej w społeczeństwie. Jest samodzielna większość, jest prezydent. Jeśli nie spełnicie przedwyborczych postulatów, możecie nie wygrać następnych wyborów.
To prawda. Większość z tych obietnic opiera się na założeniu, że znajdziemy środki na ich realizację. Dlatego musimy szybko podejmować decyzje, ażeby pieniądze zaczęły napływać do budżetu. Jednym ze sposobów będzie opodatkowanie sklepów wielkopowierzchniowych.
Ludzie już obawiają się wzrostu cen żywności.
Zalecałbym spokój. Takie podatki zostały już wprowadzone na Węgrzech i ceny tam nie wzrosły. Dlaczego miałyby wzrosnąć w Polsce? Ci, którzy straszą tym wzrostem, wyznają też ideologię tzw. „niewidzialnej ręki rynku”. Ale według nich akurat w tym przypadku miałaby ona nie obowiązywać. A przecież u nas jest konkurencja rynkowa, bo nie mamy jednej sieci marketów. Trzeba po prostu skłonić sklepy wielkopowierzchniowe do podzielenia się zyskiem ze społeczeństwem, zamiast wyprowadzania dochodów poza granice Polski przez, np. sztuczne zawyżanie kosztów działalności.
Porozmawiajmy teraz o personaliach. Czy nie uważa Pan, że najlepszym kandydatem na premiera byłby Jarosław Kaczyński? Beata Szydło miała za zadanie ocieplić wizerunek PiS-u i zapewne, gdyby nie została premierem, Kaczyńskiego oskarżonoby o kłamstwo przedwyborcze. Jednak przeświadczenie, że to właśnie on najlepiej nadaje się na tak ważny urząd, jest chyba powszechne w samym PiSie.
Ja o takim przeświadczeniu nie słyszałem (uśmiech). Natomiast na pewno takie przeświadczenie próbują wywołać mainstreamowi media, żeby doprowadzić do zawirowań wokół naszej partii. Rząd powinien być powołany jak najszybciej, uzyskać pełne zaufanie klubu parlamentarnego i zacząć pracować. Nie wiem, dlaczego Beata Szydło miałaby być złym premierem.
Bo „stoi za nią Kaczyński”.
(śmiech) To ja będę złym senatorem, bo stoi za mną żona. To tego typu tłumaczenie.
Ale pojawia się bardzo często. Kiedy kandydatem jest Szydło, mówi się, że będzie nią sterował Kaczyński. Ale jeśli mowa jest o jego kandydaturze, od razu następuje retoryka w stylu „Kaczyński okłamał wyborców”.
To jest próba wprowadzenie dyskusji na nieefektywne pole. To, kto będzie premierem, tak naprawdę niczego nie zmienia dla przeciętnego mieszkańca Prudnika, czy Polski. Znaczenie ma to, żeby rząd, który powstanie, zaczął jak najszybciej działać i realizować swoje postulaty. Inną kwestią jest sprawa zaufania. PiS prowadził kampanię, przedstawiając panią Szydło jako kandydatkę na premiera. W ten sposób zdobył zaufanie społeczne. Nie byłoby dobrze, gdyby teraz to zaufanie zostało narażone na szwank innymi decyzjami. Do realizacji programu będzie potrzebne współdziałanie wszystkich. Tylko w ten sposób wyrwiemy naszą gospodarkę z marazmu, w jaki wprowadziła je koalicja PO-PSL. A już tak abstrahując… Jeśli za panią Beatą Szydło stoi pan Jarosław Kaczyński to…dobrze. Jeśli ona się zachwieje, to będzie miała na kim się podeprzeć. Jeśli nie będzie realizowała programu, co w tej chwili jest w sferze jakichś fantazji…
To wyleci, tak jak kiedyś Marcinkiewicz?
Mam na myśli raczej to, że prezes partii będzie ją wzmacniał i podtrzymywał, żeby nie robiła kroków w tył.
Skoro mowa o wiarygodności, to porozmawiajmy o osobie, która – wszystko na to wskazuje – ma zająć jedno z najważniejszych stanowisk w nowym rządzie, a która działa jak straszak na PiS i w kampanii, chyba celowo, była stawiana na drugim planie. Mowa o Antonim Macierewiczu i objęciu przez niego stanowiska szefa MON-u. Pan zna się z Macierewiczem i to chyba dość dobrze. Jaki to człowiek?
Prywatnie jest to bardzo wyważony, spokojny i ciepły człowiek z dużym dystansem do siebie i znakomitym poczuciem humoru. Bardzo go cenię. Natomiast jeśli chodzi o politykę, to mamy sytuację, w której media mainstreamowi wybrały sobie kilka osób, którymi próbują straszyć dzieci przed dobranocką. Każdy rozsądny człowiek rozumie, że te wady, które są przypisywane Macierewiczowi, nie mogą być z definicji zrealizowane. To jest stworzenie pewnego mitu negatywnego i przypięcie „gęby”, żeby posługiwać się symbolami, zamiast mówić o rzeczach konkretnych. Chciałbym od tego oponenta, czy tego dziennikarza, który tak krytykuje, usłyszeć przykład takiego, a nie innego zachowania.
Argument sztandarowy – nieudolna likwidacja WSI.
Dobrze, że Pan o tym mówi, bo to klasyczny przykład tego, jak działa kłamstwo i manipulacja. Odniosę się tu do pewnej sprawy. Kiedyś mówiło się, że w konsekwencji likwidacji WSI Macierewicz naraził skarb państwa na straty, ponieważ MON musi teraz płacić odszkodowania dla osób jakoby pomówionych. To jest po prostu kłamstwo. A konkretnie w tej roli występuje słowo „musi”. Otóż: osoby jakoby pomówione, co do których nie ma żadnych wątpliwości, że były tajnymi współpracownikami, wytaczały procesy jednocześnie przeciwko Macierewiczowi i skarbowi państwa reprezentowanego przez MON w tym samym zakresie przedmiotowym. Co się wtedy działo? Minister Macierewicz się bronił, wygrywał te procesy, czyli sam, jako osoba, nie płacił żadnych odszkodowań. A MON pod rządami PO szło z takimi osobami od razu na ugodę, w ten sposób przegrywając de facto proces, po czym wypłacało odszkodowania nie dlatego, ze musiało, ale dlatego, że chciało. Robiło tak dlatego, żeby pokazać, jak zły jest Macierewicz. Za to można by oskarżyć byłą władzę o narażenie skarbu państwa na rzeczywiste straty. Po drugie. Ktoś powiedział, że klasę człowieka mierzy się po tym, jakich ma przeciwników. Ilość dział wytoczonych przeciwko Macierewiczowi świadczy tylko o tym, jaka to jest postać, jak się trzeba było namęczyć, jak dużo nakłamać, żeby próbować zohydzić społeczeństwu tę osobę. Celowo przemilcza się te fakty, które dobrze o nim świadczą. To on zakładał przecież KOR, do którego potem dołączyli się Kuroń i Michnik, a którzy dziś medialnie funkcjonują jako jego czołowi przedstawiciele. Idźmy dalej. Macierewicz nie był przy Okrągłym Stole, wiedział już wtedy, że to jest zło. Dziś się o tym zapomina. Był wiceministrem obrony w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, likwidował WSI, cały czas działał w komisji obrony narodowej. To niech mi ktoś znajdzie lepszego kandydata na Ministra Obrony Narodowej.
Jarosław Gowin. Mówiła o tym sama Beata Szydło.
Być może do innych funkcji ministerialnych. Nie mam nic przeciwko panu Gowinowi. Jest spokojny, wyważony i powinien objąć funkcję, gdzie takie zalety mają największe znaczenie. Ale w wojsku trzeba być zdecydowanym i znającym się na rzeczy fachowcem. Macierewicem straszono wiele razy, ale nikt nigdy nie próbował mu zarzucić nawet cienia niekompetencji i rzetelności. Raczej mówiono o jego cechach charakteru.
Kwestia, o której nie sposób uciec – Smoleńsk. Czy ta sprawa powinna być, według Pana, podejmowania medialnie, czy raczej zaleca Pan spokojne działanie w ciszy? Społeczeństwo jest zmęczone tą sprawą, a ten, kto podejmuje ten temat – niezależnie od poziomu konstruktywności – swoich słów od razu otrzymuje łatkę frustrata i oszołoma.
Sprawa smoleńska jest istotna z punktu widzenia wiarygodności państwa. Państwo musi tą kwestię wyjaśnić. Zespół ministra Macierewicza zgromadził wystarczająco dużo dowodów na to, że interpretacja, którą próbuje się społeczeństwu przedstawić, jest fałszywa i robiona na użytek polityki tak zewnętrznej, jak wewnętrznej. Według mnie sprawę powinno się pozostawić komisji międzynarodowej, żeby nie było prób posądzenia, że teraz przyszedł PiS i próbuje wciskać swoją narrację. Obiektywna komisja międzynarodowa powołana przez zwolenników, jak i przeciwników zamachu, wyjaśni tą katastrofę. To powinno się odbywać spokojnie i nie służyć szeroko rozumianej polityce. Nie ukrywajmy, dla Prudnika ważniejsze są sprawy gospodarcze, a nie Smoleńsk. Rządzący swoją energię powinni skierować przede wszystkim na te kwestie.
Powróćmy na moment do Pana. Pańskie uposażenie jako senatora będzie dość duże.
Przyznam się, że nie znam konkretnych liczb, nawet tego nie sprawdzałem.
Są to duże pieniądze, ponad 12 tysięcy zł. Myślał Pan może o tym, żeby część tych pieniędzy przeznaczyć na jakiś cel, powiedzmy charytatywny, związany z Prudnikiem?
Byłem już posłem i wiem, jakie osoby i instytucje zwracały się do mnie o pomoc finansową. I tu żeby była jasność – pomagać można z pieniędzy prywatnych, a nie biurowych, bo tego się nie da w ten sposób rozliczyć. I wówczas pomagałem. Natomiast uważam, ze jeśli się robi coś charytatywnie, to lepiej robić, niż o tym mówić. To chyba zamyka temat, choć na pewno tu w Prudniku trzeba być wrażliwym na krzywdę ludzką.
Jest Pan jednym z założycieli Stowarzyszenia Ziemia Prudnicka. Czy teraz Pana aktywność w tym gremium nie zmaleje?
Nie wypisuję się ze stowarzyszenia, nadal będziemy się spotykać. Oczywiście moja aktywność nie będzie tak duża, jak wcześniej.
Poruszaliście kwestię objazdu na czas remontu mostu na ul. Batorego. Zaproponowaliście m.in. nową drogę od ul. Nyskiej w kierunku Łąki Prudnickiej. Burmistrz zarzucił wam jednak brak rzetelnych wyliczeń w tym zakresie.
Z tego, co wiem, pan burmistrz też nie przedstawił żadnych wyliczeń, jeśli chodzi o proponowaną przez siebie wersję drogi. Jako stowarzyszenie proponujące swoje rozwiązania, jesteśmy wolontariuszami i w przeciwieństwie do pana burmistrza nie mamy aparatu do tego, by takie wyliczenia przeprowadzić. A więc zarzucanie komuś, że czegoś nie robi, samemu tego nie robiąc, jest wybiegiem zastępczym.
Spotkał się Pan z burmistrzem w tej sprawie?
Nie, ponieważ piłka teraz leży po stronie pana burmistrza i rady miejskiej. Z tego, co wiem, próbowano dowiedzieć się szczegółów naszego pomysłu drogą okrężną.
Burmistrz mówi tak: ja mam swój pomysł, a jeśli ktoś uważa, że ma lepszy, to niech przedstawi szczegółowe rozwiązanie.
Świetnie. Bardzo chętnie przedstawię je radnym, np. na sesji. Ale niech rada pokaże najpierw podstawowe wyliczenia swojego pomysłu. A tych po prostu nie ma.
Nie zostawia Pan jednak tego tematu?
Nie zostawiam, jeśli oczywiście rada i burmistrz będą chcieli dowiedzieć się więcej na ten temat. Jeśli stwierdzą, że są nieomylni i tylko ich rozwiązanie jest właściwe, to ja nawet będąc senatorem nie będę mógł temu zaradzić.
Co z Pana biurem senatorskim?
W Prudniku będzie się mieściło biuro podstawowe. Lepiej jest, jeśli tego typu lokale należą do samorządu, a nie są prywatne. Chciałbym żeby była to lokalizacja na parterze, ze względu na ułatwienia dla osób starszych. Jestem już po rozmowie z panem burmistrzem i mam nadzieję, że wszystko pozytywnie się rozwiąże. Już teraz serdecznie zapraszam do biura. Chcę tam rozmawiać z ludźmi. Myślę, że w poniedziałki na pewno będzie dłużej czynne.
Dziękuję za rozmowę.
Jerzy Czerwiński – ur. 1960. Polski polityk i nauczyciel. W 1984 ukończył studia na Wydziale Matematyczno-Fizyczny Politechniki Śląskiej, a w 1993 studia podyplomowe z zakresu informatyki w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. Od 1984 do 1985 był specjalistą ds. jakości w zakładach komputerowych. Od 1986 do 1987 pracował w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym. W 1987 zaczął pracować jako nauczyciel w liceum w Białej. Zasiadał w radach gminy i powiatu prudnickiego, jak również sejmiku województwa opolskiego. Poseł IV kadencji z ramienia Ligi Polskich Rodzin. Był członkiem Ruchu dla Rzeczypospolitej i Ruchu Odbudowy Polski, Ruchu Katolicko-Narodowego. W wyborach parlamentarnych 2015 uzyskał mandat senatora IX kadencji, otrzymując 41 623 głosów.