Roboty rodem z Łącznika
W zasadzie rodem z hollywoodzkich filmów, ale Sebastian Kucharski tchnął w nie nowe życie. O jego pasji pisaliśmy na łamach „Gazety Prudnik24” przed prawie dwoma laty. Od tego czasu sporo się zmieniło. „Art from scrap” stało się atrakcją ziemi bialskiej.
Całkiem niedawno mieszkaniec Łącznika podjął decyzję o rezygnacji z dotychczasowej pracy zarobkowej (przez lata prowadził firmę budowlaną) i postanowił zająć się robotami. Obecnie jego działalność gospodarcza właśnie na nich się skupia. Czy da się z tego żyć? – ktoś zapyta. Z całą pewnością tak, gdyż z wynalazków można zrobić konkretny użytek. Zamawiane są na rozmaite pikniki, w tym motoryzacyjne, Sebastian Kucharski wypożycza je i robi na zamówienie, a poza tym udostępnia to, co konstruuje, turystom. Nie za darmo. Wstęp jest biletowany – w weekendy chętnych nie brakuje; atrakcja jest zresztą dość dobrze rozreklamowana.
Czym są roboty z Łącznika? A może raczej… czym nie są? Nie mamy tu do czynienia z maszynami w ujęciu dziedziny zwanej robotyką. Twory Sebastiana Kucharskiego nie wykonują prac za człowieka, nie są jego przedłużeniem czy uzupełnieniem. To raczej rodzaj rzeźb zrobionych z metalu, a konkretnie ze… złomu. Nasz konstruktor-rzeźbiarz posługuje się elementami samochodów, motocykli i nie tylko. Kryterium jest jedno – dany element musi pasować do zamysłu, ewentualnie: musi dać się w miarę sprawnie obrobić za pomocą spawarki czy szlifierki. Mieszkaniec Łącznika jeździ na złom i wybiera to, co go interesuje. Do niedawna jego zajęcie można więc było nazwać kosztowym hobby, ale przyszedł czas, kiedy musiał się zdecydować, w którą stronę pójść. Konstruktor zaczął być coraz bardziej popularny, pojawiły się zamówienia i z czegoś trzeba było zrezygnować. Padło na dotychczasową pracę.
Roboty Sebastian Kucharskiego związane są ściśle z kinematografią. Kto oglądał „Transformersów”, „Predatora”, „Obcego” czy „Terminatora” – ten bez problemu rozpozna postacie z tych filmów. Wzrostem przewyższają dorosłego człowieka, wagą także (w przypadku tego drugiego parametru przebitka jest co najmniej kilkukrotna), ustawione są dookoła pomieszczenia. Dawniej był to przydomowy garaż, dziś pracownia. Wszędzie roi się od narzędzi i materiałów. Na pierwszy plan wysuwają się jednak gotowe dzieła. Poza majestatycznymi robotami są też mniejsze – Minionki (z amerykańskiego filmu animowanego), a także np. podpórki do książek i pendrajwy. Wszystko wykonane z metalu. Pod ścianą znajdują się też obrazy (coś jak malarstwo, tyle że zamiast nanoszenia farby mamy dłubanie w… także metalu).
Sebastian Kucharski potrafi spędzać w swojej pracowni nawet kilkanaście godzin dziennie. Roboty trzeba pospawać i oczywiście zakonserwować lakierem, żeby nie rdzewiały. Niektóre też pokrywane są farbą – wszystko zależy od tego, jak wyglądał filmowy pierwowzór. Należy też przygotować je do transportu – zadbać, by dało się dobrze złapać, podnieść oraz przewieźć (bezpiecznie i w całości).
Jak już zostało wspomniane: roboty są nieruchome, ale – uwaga – jeden z nich ma już zamontowany silniczek i rusza górnymi kończynami. Tylko czekać aż maszyny przejmą władzę nad ludźmi (jak to było w rozmaitych filmach science-fiction). Miejmy jednak nadzieję, że taki scenariusz się nie ziści.
Na razie natomiast ziścić się może większa popularność ziemi bialskiej. Wprawdzie roboty w żaden sposób nie nawiązują do Łącznika jako takiego, ale to na jego terenie się znajdują i były już wykorzystywane przez miejscowych przy okazji festynów. Zajęcie Sebastiana Kucharskiego jest nietuzinkowe i na pewno jeszcze nieraz o nim usłyszymy.