Prudnik24

Oto moja historia. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach

Oto moja historia. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach
22 listopada
18:38 2018

„Oto historia opowiadająca część mojego życia. Tą część, która miała największy wpływ na zdefiniowanie mojej osoby. Spisywana tygodniami w wielkich emocjach. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach.” – napisał do naszej redakcji znany prudnicki łucznik Kasper Helbin. Publikujemy jego tekst w całości.

Jestem synem olimpijki, łuczniczki z Seulu oraz utalentowanego siatkarza, którego kontuzja kolana przekreśliła szansę na rozwinięcie się kariery seniorskiej. Z tej racji te dwie dyscypliny były ze mną od najmłodszych lat. Z perspektywy czasu wiem, że jako nastolatek byłem zakompleksionym grubaskiem i przeciętnym zawodnikiem. I tak żyłem sobie beztrosko jako nastoletni uczeń-łucznik do chwili, podczas której zostałem napiętnowany. Podczas weekendu, kiedy to razem z tatą wycinałem pozostałości zdziczałych drzew na rodzinnej działce, otarłem się o śmierć. Łańcuch piły spalinowej zahaczył o mój luźnym rękaw, zeskakując z prowadnicy, uderzył w moją rękę, uszkadzając mięśnie, tętnice i nerwy. Tylko dzięki zimnej krwi takich osób jak: mój tato, który wezwał pomoc i był przy mnie; ratowników medycznych, którzy sprzeciwili się dyspozytorce wioząc mnie do innego szpitala; chirurgowi z Prudnika, który pod presją czasu zatamował krwotok z tętnicy i zespołowi chirurgów z Opola, którzy mnie zszyli i poskładali, mogę o tym teraz mówić.

Wyobraź sobie emocje, jakie towarzyszyły mi i całej mojej rodzinie. Z powodu utraty krwi dopiero trzy dni po operacji byłem w stanie się komunikować. Ból, strach, poczucie bezsilności towarzyszyły mi podczas przedłużającego się pobytu w szpitalu i rehabilitacji. W takich momentach człowiek zadaje sobie wiele destruktywnych pytań bez odpowiedzi, które mają za cel tylko zadawanie bólu. Jednak tak prosta rzecz jak usłyszenie przez słuchawkę telefonu prostego zwrotu „będzie dobrze” od mojego przyjaciela Przemka tchnęło we mnie ulgę. Po 1,5 miesiąca od operacji, która uratowała moje życie, przyszła pora na operację, która miała przywrócić mi sprawność ręki. Chirurdzy z Wrocławia za pomocą mikrochirurgii i przeszczepowi trzech pasm nerwu z łydki, zrekonstruowali ośmiocentymetrowy ubytek nerwu promieniowego, odpowiedzialnego za ruchomość i czucie części dłoni oraz przedramienia. Nie było gwarancji, że to coś zmieni, ale ciągle pozostawała nadzieja.

W tamtym momencie rodzice nie pozwolili mi się poddać. Pomimo bólu, stresu i obaw o dalszą sprawność ręki ratowałem to, co pozostało mi do uratowania. Moją motywacją była chęć powrotu do normalności, sprawności i do sportu. Normalności, czyli powrotu do domu, znajomych i wyzwolenia się z więziennego środowiska szpitalnego. Sprawności, czyli możliwości normalnego posługiwania się ręką w prostych czynnościach jak pisanie, jedzenie czy wiązanie butów. Sportu, czyli do treningów i rywalizacji na torach łuczniczych w klubie oraz siatkówki w szkole. Spędziłem wiele godzin na rehabilitacji. Pola magnetyczne, elektrostymulacje, kinesiotaping miały wspomóc regenerację tkanek. Stolik manualny, którego nienawidziłem, uświadamiał mi moje słabości i niedowład ręki. Nawet miękki łuk z początku był niemożliwy do naciągnięcia. Następne miesiące wymagały ode mnie dużo cierpliwości, uporu i determinacji. Wiele godzin spędziłem na ściskaniu piłeczki, stymulacji skóry, napinaniu łuku, walce ze swoimi ograniczeniami, zarówno z tymi w ciele, jak i w głowie.

Upór i wiara w to, że wykonana praca musi kiedyś przynieść efekty, pozwoliły mi na ujrzenie progresu podczas treningów łuczniczych. Pomimo tego, że twardość mojego łuku mocno odstawała od twardości sprzętu moich rówieśników, trenowałem na granicy bólu i dyskomfortu. Wiele razy miałem dość sytuacji, kiedy niepełnosprawność dawała o sobie znać podczas najprostszych rzeczy manualnych. Było mi przed sobą wstyd, że stać mnie było tylko na tyle, jednocześnie czułem rosnącą dumę, gdy z treningu na trening byłem w stanie strzelić parę strzał więcej, bez poczucia dyskomfortu w ręce. Wsparcie jakie otrzymałem od rodziny, przyjaciół, znajomych, a nawet nauczycieli w szkole były ukojeniem w ciągłej, wewnętrznej walce.

Treningi, obozy i zawody były dla mnie odskocznią od codzienności, więc z wielką chęcią oddałem się rywalizacji sportowej. Ciągła praca i rozwój pozwoliły mi na podniesienie poziomu sportowego. Tym oto sposobem niecałe 2 lata po wypadku, z brakiem czucia w trzech palcach i przedramieniu oraz ograniczonej ruchomości w dwóch palcach i nadgarstku prawej ręki, podczas Halowych Mistrzostw Polski Seniorów w łucznictwie w 2013 razem ze swoją, klubową drużyną wystrzelaliśmy złoty medal i tytuł Halowych Mistrzów Polski Seniorów. Był to historyczny medal dla klubu, a dla mnie pierwszy. Wyciągnąłem z tego sukcesu wniosek, że pomimo trudności i ograniczeń stać mnie na dużo, jak się później okazało na bardzo dużo. Tydzień później podczas Halowych Mistrzostw Polski Juniorów powtórzyliśmy sukces, tym razem srebro drużynowe. Od tamtego sezonu halowego byłem stałym i mocnym filarem drużyny oraz klubowego miksta (łucznicza para mieszana). Jako junior zacząłem rywalizować z najlepszymi w kraju łucznikami. Przez następne pięć lat zdobyłem łącznie 44 medale imprez mistrzowskich, w trzech kategoriach wiekowych. Jako junior zdobyłem tytuł Mistrza Polski Juniorów, a jako młodzieżowiec Mistrza Polski Młodzieżowców. Trzykrotnie biłem rekordy Polski, dwukrotnie wyrównywałem. Dostałem powołanie na 14 imprez zagranicznych takich jak MŚ Juniorów, PŚ Seniorów, PE Seniorów, Halowe MŚ Seniorów i inne. Moim największym osiągnięciem międzynarodowym jest srebrny medal w drużynie na ME Juniorów i dwa czwarte miejsca na PE Seniorów.

W trakcie trwania pasma tych sukcesów przez te lata pokonywałem kolejne bariery, które narzucały mi mięśnie i mózg. Ten czas, te trudne dni, praca, którą wykonywałem momentami w wielkim bólu, przekonały mnie o tym kim chce być, co chce robić, jaką wielką wartością dla mnie było doświadczenie tego. Teraz mówię o tym otwarcie i pozostawiam do Twojej dyspozycji, lekcję tych trudnych chwil, abyś mógł osiągnąć przez siebie założone cele. Bez obcinania sobie ręki.

Nazywam się Kasper Helbin, zajmuję się motoryką, mentalnością i łucznictwem. Chcę pomagać w rozwoju umiejętności i świadomości zawodników w Polsce.

Gazeta Prudnik24 – numer 298

Reklamy

Reklamy



















Facebook