Moja opowieść wigilijna
Piszę te słowa na kilka dni przed Wigilią. Za oknem ciemno, na stole lista świątecznych zakupów, w kalendarzu gęsto od planowanych spotkań – tych okolicznościowych i tych roboczych, politycznych. A je siedzę nad klawiaturą i rozmyślam o dopiero co obejrzanej sztuce „Opowieść wigilijna” Charlesa Dickensa. Wystawili ją niedawno uczniowie szkoły w Moszczance, a ja byłam jednym z ich gości, za co im serdecznie dziękuję.
Dlaczego „Opowieść wigilijna” tak mnie intryguje? Bo jej przesłanie jest wciąż aktualne, mimo że wielki Dickens napisał ją 175 lat temu. To historia o Scrooge’u, niebywałym skąpcu, który nienawidzi Bożego Narodzenia, nie znosi ludzi, a jedyne, co kocha, to pieniądze. Jest zgryźliwy, podejrzliwy, nie ceni tradycji, nie potrzebuje nikogo do towarzystwa, lubi samotność, a napędza go wyłącznie zarabianie. I tu moja refleksja współczesna. Zobaczcie, jak wielu z nas, goniąc za pieniądzem, karierą, dobrami doczesnymi, bezwiednie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, wchodzi w skórę dusigrosza Scrooge’a. Jeszcze jedno zlecenie, jeszcze jedna fucha, jeszcze jeden krok w drodze do awansu, bez oglądania się na koszty – osobiste, rodzinne, towarzyskie.
W naszym kraju Boże Narodzenie zaczyna się już w listopadzie, ale nie dlatego, żebyśmy mogli je jak najmocniej przeżyć, lecz dlatego, aby handlowcy mogli nam jak najwięcej sprzedać. Jedzenia i prezentów, a te ostatnie muszą być coraz to droższe i coraz to wymyślniejsze. Owszem, zarówno posiłki, jak i podarki są tym, co nadaje Bożemu Narodzeniu dodatkowego uroku. Czym by ono było bez rodzinnego stołu zastawionego smakołykami i bez prezentów pod choinkę. To nas jednoczy, to nam daje radość. Sama gotuję na święta jak dla wojska – obowiązkowy zestaw wigilijnych potraw polskiej, kresowej kuchni. Zjedzie do mnie liczna rodzina, będą prezenty, radość, bliskość (plus jedno miejsce przy stole dla wędrowca). Dostatek pożywienia i obfitość podarków to w końcu nie grzech, a dla mnie – polityka, któremu leży na sercu dobro rodaków – to także krzepiący dowód na to, że żyje im się lepiej. Nie potępiam też handlu, rozwijający się dynamicznie kraj, a takim jest aktualnie Polska, stoi handlem, to objaw ekonomicznego zdrowia.
Ale przecież Boże Narodzenie to nie tylko jedna z wielu rodzinnych lub handlowych okoliczności. To nie jest święto wyłącznie nasze, ale głównie święto naszego Boga. Jego urodziny. Dlatego w Wigilię i dwa dni Bożego Narodzenia (oraz w dni je poprzedzające) powinniśmy znaleźć czas na rozmowę z Nim, ale i z samym sobą. Na zadumę, na wyhamowanie, na poskromienie emocji, nerwów, ambicji. Odpoczywajmy, ale odpoczywajmy z duchowym namysłem. Niech każdemu z nas zdarzy się to, co w tak spektakularnej formie przytrafiło się skąpcowi Scrooge’owi, czyli wewnętrzna przemiana. On z nienawistnika stał się dobrym człowiekiem, zaczął pomagać ludziom, otworzył się na nich, przestał wyłącznie liczyć pieniądze.
Nie sugeruję, broń Boże, że każdy z nas jest aż taki paskudny jak Scrooge przed przemianą. Znam wielu ludzi i jako poseł poznaję wciąż nowych – zarówno w mojej małej wiosce na obrzeżach kraju, jak i w samej jego stolicy. I codziennie przekonuję się, że jesteśmy dobrym, uczynnym, zaradnym, pracowitym i wesołym narodem, szanującym tradycję, religię i rodzinę. Lecz każdy z nas daje się czasem porwać złym emocjom, toksycznym myślom, pogoni za doczesnością, prestiżem, pieniędzmi, sukcesem. Zostawmy ten kłopotliwy bagaż w świątecznej przechowalni, zagłuszmy naszą przyziemność kolędami, rozbrójmy się modlitwą. A przy rodzinnych stołach otwórzmy się na innych, wyłączając wcześniej smartfony. Wujek Google nie zbiednieje, gdy przez te kilka świątecznych dni nie damy mu zarobić.
Kochajmy rodzinę, szanujmy tradycję, pielęgnujmy naszą wiarę. I nie wstydźmy się jej, bo to ona daje nam siłę i wyróżnia nas pośród innych społeczeństw Europy. Niektóre z nich – co się zdarza coraz częściej – stronią od betlejemskiej stajenki, czego powodem jest albo ideologia, albo strach przed obcą kulturą. Tymczasem potrzebujemy odwagi. Odwagi w zmianie – tego właśnie uczy nas ponadczasowa „Opowieść wigilijna”, którą tak ładnie wystawili uczniowie w mojej Moszczance, dając mi nieoczekiwanie temat niniejszego felietonu.
Katarzyna Czochara