Marzec 1945 w Prudniku – cz. 1

Marzec to miesiąc, w których obchodzimy rocznicę wyzwolenia Prudnika, a jak to określają inni wkroczenia wojsk sowieckich do Neustadt Oberschlesien. Jedno i drugie określenie wydaje się trafne. W nawiązaniu do tej rocznicy proponuję bardzo interesujące wspomnienia, publikowane w lokalnej gazecie „Nasz Głos” mieszkającego w Neustadt od 1911 roku doktora Antoniego Błaszczyńskiego, późniejszego pierwszego, powojennego burmistrza Prudnika. Wspomnienia opublikowano w gazecie 16 marca 1947 roku w tekście pt. „Oswobodzenie Prądnika” w drugą jego rocznicę.
Doktor Antoni Błaszczyński był cenionym lekarzem stomatologiem w Neustadt, ale także po wojnie. Starsi mieszkańcy naszego miasta zapewne doskonale pamiętają jego nazwisko. Przed wojną doktor Błaszczyński mieszkał i miał swój gabinet w północnej pierzei Rynku pod ówczesnym numerem 40. Cytaty wspomnień doktora Błaszczyńskiego w oryginalnej pisowni z 1947 roku. Doktor Błaszczyński tak wspomina:
„Na początku roku 1944 pokazały się pierwsze większe formacje bombowców alianckich, przelatujące przez góry sudeckie przez górę Biskupią i Prądnik w kierunku Głogówka na Blachownię, gdzie się znajdowały fabryki amunicji „I. G. Farben”. Przeciętnie liczyliśmy około 200 – 500 maszyn. Leciały przeważnie we wtorki, czwartki i często w niedziele, zawsze około godz. 12-tej i nocną porą, nie wyrządzając żadnych szkód. Pewnej niedzieli około godz. 13-tej, powracając z Górnego Śląska, rzucili Amerykanie w Łąkach 56 bomb, które jednakowoż nie wyrządziły żadnych szkód, prawdopodobnie nie mieli sposobności pozbyć się swego ładunku na oznaczone cele. Trwoga ogarnęła wszystkich. Kopano po polach okopy, organizowano Volksturm. Hitlerjugend ćwiczono w posługiwaniu się „Panzerfaustami”. Front się zbliżał. Dawniejsi hitlerowcy skupili się w kółka rzekomych „opozycjonistów” i wyśmiewali się z wiernych partii. Oświadczali mi, że oni zawsze byli przeciwnikami reżimu, ja mam im to poświadczyć, a po klęsce ja mam zostać ich burmistrzem itd. Wojsko nie wierzyło w zwycięstwo. Wielka agitacja ze strony Kreisleiterów, Ortsgruppenleiterów i Blockleiterów: „Fuhrer już swoje zrobi, Fuhrer ma nową broń, Niemcy chcą tylko wpuście sowietów do Rzeszy, by ich później wziąć w kleszcze i zupełnie zniszczyć. Już nie było mowy o „Drang nach dem Osten”, tylko „Ratować Rzeszę”. Nadchodziły coraz bardziej niepokojące wieści. Uciekinierzy z Tarnopola, Krakowa, Katowic sieją niepokój i trwogę wśród ludności.
Gdy w styczniu 1945 r. przechodziły całe kolumny ewakuowanych więźniów z Oświęcimia, wynędzniałych, bosych postaci ludzkich w pasiakach, gnanych przez SS-manów w stronę Łąk i Nysy, poznał lud prądnicki, że front się zbliża, że i tu będzie wojna. SS-mani uśmiercali więźniów — co kilka kroków leżały trupy. Pod wieczór 16 stycznia poszedłem na ul. Nyską, Zbierano właśnie trupy na wózek. Jeden jeszcze był przy życiu i podnosił rękę. Zwróciłem na to uwagę, lecz pakowano ich dalej, jednego na drugim. Poszedłem na dworzec i idąc do domu napotkałem ten ładunek przed cmentarzem żydowskim i byłem przy wyładowaniu. Jeszcze jeden dawał znaki życia. Przedstawiałem SS-manowi, że jeden żyje. „Szkoda kuli” – odpowiedział – „w nocy zginie od mrozu”.
Na zdjęciu mapy sztabowe Armii Radzieckiej dotyczące działań wojennych w Prudniku i okolicach z marca 1945 roku. Ciąg dalszy nastąpi.
Tekst został opublikowany na facebookowym fanpage’u „Prudnik – historia fotografia pisana”