Pasterka na Górze Kaplicznej we wspomnieniach Josefa Simona

Znowu jest Boże Narodzenie. Ogrania nas magia świąt i uroczysty nastrój, tak charakterystyczny dla tego czasu. Nasze myśli wędrują do miejsc, gdzie jako dzieci i dorośli spędzaliśmy świąteczne dni przed szopkami naszych kościołów i kaplic. Tak, my prudniczanie posiadaliśmy piękne świątynie. Jedną z nich, najmniejszą był przytulny kościółek na Górze Kaplicznej.
Szczególnie w okresie Świąt Bożego Narodzenia Góra Kapliczna stanowiła cel wielu prudniczan oraz mieszkańców najbliższej okolicy. Było tam zawsze pięknie i panowała właściwa atmosfera do modlitwy oraz śpiewu. Któż nie chciałby zobaczyć szopki albo uczestniczyć w tamtejszej pasterce? Jak sięgamy pamięcią, odprawiano ją zawsze o godz. 5 rano. Trzeba było być wcześnie na nogach, aby załapać się przynajmniej na miejsca stojące. Wyruszano zatem w gwieździstą noc bożonarodzeniową. Ze wszystkich stron, brnąc w głębokim śniegu, po oblodzonych drogach, przybywały dzieci i dorośli. Nikogo nie dziwiło liczne uczestnictwo mieszkańców Chocimia i Dębowca, dla których kościółek na Górze Kaplicznej pełnił niejako rolę świątyni parafialnej. Od strony Szwedzkiego Szańca dobiegał dźwięczny głos leśniczego Welzla z Dębowca, który idąc w towarzystwie swojej rodziny opowiadał przyjacielowi Johannowi Reimsowi, że we wczorajszy, wigilijny wieczór puścił wolno złodzieja choinek. Drzewko było niewielkie. Na górze przy kościele dało zauważyć się wiele śladów na śniegu, które świadczyły o dużej liczbie przybyłych prudniczan. Przed kościelnymi drzwiami spieszył obok nas chórmistrz, pan profesor Ziegler, do którego dołączali niektórzy z jego najwierniejszych śpiewaków.
Wstępując do domu bożego wzrok przykuwała od razu wprawiająca w zadumę szopka bożonarodzeniowa, którą ulokowano obok ołtarza głównego. Z pewnością wszyscy mamy jeszcze w pamięci jej obraz. Na drugim planie widniała orientalna panorama przedstawiająca miasto Betlejem. Przed nią w skalnej wnęce urządzono stajenkę ze świętą rodziną oraz kilkoma pobożnymi pasterzami, którzy częściowo stojąc i częściowo klęcząc modlili się do Dzieciątka Jezus, ofiarując mu dary w postaci nieskazitelnego baranka. Nad stajenką unosiła się gromada śpiewających aniołów, a przed nią płonął ogień warowny pastuszków. Po obu stronach szopki ustawiono kilka pokaźnych świerków, na których gałęziach kołysały się wesoło żwawe ptaki i wiewiórka. Zainstalowane na nich żarówki oraz duża liczba świeczek powodowały cudowne oświetlenie. Jednak teraz rozpoczynała się uroczysta pasterka.
W skupieniu, i chciałoby się powiedzieć w zachwycie nad podniosłością święta, stąpał otoczony gromadą ministrantów ksiądz ojciec dyrektor Oswald w kierunku ołtarza ofiarnego przy szopce. Natychmiast rozpoczął on uroczystą sumę, podczas gdy chór zaintonował dobrze nam znane: „Przybywajcie, pastuszkowie, mężczyźni i kobiety!” Niewielki, dzielny oddział śpiewaków pod kierunkiem pana nauczyciela Zieglera wykonał jeszcze kilka innych nastrojowych kolęd, a przy ołtarzu trwał święty obrządek. Podczas dosadnej przemowy kapłan wygłosił bożonarodzeniową ewangelię, a następnie zobaczyliśmy, jak nad głowami wiernych w wyświęconej dłoni księdza unosi się Dzieciątko Jezus. – Pan, Zbawiciel, jest tu! Kapłan zaśpiewał „Idźcie, ofiara spełniona”. Potem wybrzmiała stara, piękna melodia bożonarodzeniowa: „Cicha noc, święta noc”. Niektórzy z uczestników pozostali, wyczekując kolejnej mszy pasterskiej, a inni opuszczali wypełniony zapachem kadzidła kościół. Jednak najwytrwalsi nie kierowali się do domu, lecz brodząc w śniegu, szli w kierunku sąsiedniego klasztoru franciszkanów pod wezwaniem św. Józefa, aby uczestniczyć w tamtejszej uroczystej sumie.
Tak nasi przodkowie i my celebrowaliśmy Boże Narodzenie oraz pasterkę. Właściwie powinniśmy dziękować Panu Bogu za możliwość uczestniczenia w nabożeństwach bożonarodzeniowych odprawianych w tak pięknych kościołach.
Oto radosny, błogosławiony
Okryty łaską świąteczny czas
Dla nas straconych
Chrystus zrodzony
Cieszy się, ach cieszy chrześcijański świat!
Tekst pochodzi z miesięcznika „Neustädter Heimatbrief” i ukazał się w grudniu 1955 roku.
Tłumaczenie: Marcin Domino
Autor jest tłumaczem i lektorem
języtka niemieckiego