Tajemnice parkowej willi
Kontynuujemy naszą opowieść o prudnickich fabrykantach z rodzin Fränklów i Pinkusów . W kolejnym odcinku serii przyglądamy się jednemu z najbardziej znanych i lubianych obiektów na mapie Prudnika.
Przez większą część roku skąpana w śpiewie ptaków i otulona – z jednej strony ogrodem, z drugiej parkiem – dawna rezydencja Alberta Fränkla bardziej niż fabrykancki pałac przypomina szlachecki dwór. Choć nie tak okazała, jak wille przy ulicach Piastowskiej, Nyskiej i Kościuszki, dla badacza historii rodzin Fränklów i Pinkusów, jest jednak równie intrygująca. Współcześni prudniczanie kojarzą ją natomiast z restauracją „Parkowa”.
Jedną z tajemnic budynku jest data, w której został wzniesiony. O ile bowiem należące do fabrykantów trzy pozostałe wille powstały na ich zlecenie, obiekt przy ulicy Parkowej (dawniej Promenadestraße, a od 1919 roku Emanuel-Fränkel-Promenade) prawdopodobnie istniał kilka lat przed tym, nim nabył go Albert Fränkel. I to nie w takiej formie, jak znamy go obecnie, choć…podobnej.
Bardzo pomocne w określeniu wieku willi są księgi wieczyste. Ta, do której wpisana została działka przy Promenadestraße, pochodzi z 1879 roku. Od 1873 roku działka należała do adwokatowej Aguste Mier z Neustadt, a od 1879 roku do innej mieszkanki miasta – Hedwig Rudolph. Z ksiąg wynika, że działkę zabudowano w 1895 roku. Wymienia się: dom mieszkalny z podwórzem, budynkiem stajennym i altaną letnią o wartości użytkowej 1200 talarów. Albert Fränkel zabudowaną już działkę kupił zatem w 1900 roku. I – jak wiele na to wskazuje – właśnie wówczas rozbudował willę o boczne skrzydła, na których dziś znajdują się tarasy i – od strony I LO – balkon. Skąd ta uwaga? Na planach dawnego Neustadt sprzed roku 1900 widać duży budynek znajdujący się w interesującej nas lokalizacji. Można zatem wnioskować, że jest to po prostu dzisiejsza „Parkowa” przed rozbudową.
W dokumentach Urzędu Wojewódzkiego w Opolu dotyczących wpisania willi do rejestru zabytków (1978 rok), określa się ją jako przykład secesyjnej architektury z początku XX wieku. Zauważyć można również elementy charakterystyczne dla włoskich pałaców renesansowych. Budynek od frontu rozczłonkowany jest jońskimi kolumnami i ozdobiony dekoracją architektoniczną. Od kilkudziesięciu lat na parterze willi działa restauracja, nie jest więc do końca jasne, jak układ pomieszczeń prezentował się w czasach Alberta Fränkla. Pozostało w nim jednak wiele śladów z przeszłości – to m.in. sufity zdobione sztukateriami, boazeria o motywach okuciowych, mosiężne lampy gazowe i kominek z 1910 roku. Jest on ozdobą salonu muzycznego (dziś także część restauracji), ale nie jedyną – okala go bowiem duże ścienne malowidło, które tematyką nawiązuje do dawnej funkcji pomieszczenia. Wielkie wrażenie robi hol przy głównym wejściu – oszklony, ze zdobioną fontanną. Po drugiej stronie budynku napotkamy na inną cechę charakterystyczną fränklowskich willi – piękne schody. Ponieważ prowadzą z obecnie restauracyjnego parteru na pierwsze piętro można domniemywać, że parter w czasach bytności rodziny fabrykanckiej był zamieszkany. Co ciekawe, pod schodami znajdują się drzwi. Wejście zamurowano jednak od zewnątrz.
Willa wyróżnia się na tle swoich fabrykanckich „sióstr”. Wiele elementów jej wyposażenia w częściach mieszkalnych zachowało się bowiem do dnia dzisiejszego w stanie nienaruszonym od czasów przedwojennych. Duże wrażenie robi ogród. 50 arowa przestrzeń w samym środku miasta nadaje rezydencji atmosfery sielskości i spokoju. Na przełomie XIX i XX wieku (zapewne także w kolejnych latach) ogród ten swobodnie łączył się z ogrodem starszej willi Hermana Fränkla (dziś siedziba Prudnickiego Ośrodka Kultury). Świadczą o tym ślady po fontannie, które dostrzeżemy tuż przy ogrodzeniu na styku działek od południowej strony siedziby POK-u.
W polskiej literaturze nie znajdziemy wielu odniesień do obecnej „Parkowej” z czasów, gdy w jej posiadaniu byli Fränklowie (co dziwi o tyle, że Albert Fränkel przeszedł do historii jako największy darczyńca w całej rodzinie). Arkadiusz Baron (biograf Maxa Pinkusa) wspomina jedynie, że fabrykant udostępnił w rezydencji mieszkanie lekarzowi powiatowemu (prawdopodobnie znajdowało się na piętrze). Pozostałe informacje znów opierają się głównie na księgach wieczystych. Wynika z nich, że willa od 1913 roku należała do syna Alberta – Kurta Fränkla, a od 1928 roku jej właścicielką była żona Kurta – Rena. Potwierdza ten fakt Arkadiusz Baron, który w książce „Max Pinkus we wspomnieniach” pisze, że Rena Fränkel „długo mieszkała w Prudniku w willi przy ulicy Parkowej.” Stan ten trwał do roku 1932, kiedy to żona fabrykanta opuściła Neustadt, a willę nabyła Gertrud Duczek (z domu Kronauer) z Głogówka. Panieńskie nazwisko Gertrud jest w tej historii o tyle istotne, że pozwoliło ustalić fakt dotychczas nieznany – jej ojciec – Josef Kronauer – był przed wojną właścicielem wspomnianej już wcześniej sąsiedniej willi Hermana Fränkla. Tak, czy tak, przygoda Gertrud z dzisiejszą „Parkową” nie trwała długo. Już w 1935 roku sprzedała budynek rolnikowi i właścicielowi dóbr rycerskich – Maxowi Zigahlowi z Neustadt. To wtedy – pomimo że mówimy o czasach przedwojennych – tak naprawdę zaczyna się współczesna historia willi…
Prezent ślubny, woreczki ze złotem i…restauracja*
Autor niniejszego tekstu miał okazję poznać obecnych właścicieli willi w maju 2020 roku. Urodzona w 1937 roku Renata Ociepka (córka Maxa Zigahla) wraz z córką Iloną przybliżyły swoje wspomnienia w piękny wiosenny dzień. Śpiew ptaków, szum drzew okalający willę od strony parku i ogrodu, atmosfera spokoju unosząca się nad tym miejscem pełnym ponadstuletnich przedmiotów zachwyciły niżej podpisanego. Zapewne podobne okoliczności skłoniły autorów jednego z blogów do napisania o willi: „Czas w tym miejscu się zatrzymał w XIX wieku. Schody, drzwi czy okna pamiętają jeszcze czasy, kiedy jeżdżono bryczkami a po willi przechadzały się damy w gorsetach”. Zaiste. No i ten hol…
Bajkowy obiekt w roku 1935 stał się własnością Maxa Zigahla. Do dziś rodzina jest w posiadaniu oryginalnego aktu notarialnego. Targu dobito prawdopodobnie w Raciborzu. Blisko tej miejscowości, w Pszowie, Max posiadał dwór. Nabył go od węgierskiego hrabiego, który zamierzał powrócić na łono ojczyzny. Nie był to jedyny majątek przyszłego właściciela prudnickiej willi. Renata Ociepka podkreśla, że ojciec – z pochodzenia Niemiec – był bardzo majętnym człowiekiem. Należała do niego stajnia, posiadał też udziały w kopalni węgla i stację autobusową w Raciborzu. Wnuczka Ilona określa dziadka mianem niemalże hrabiego. Wspomina przy tym, że posiadał on herb. Właścicielem pokaźnej gotówki stał się po ślubie z rodowitą ślązaczką. Dogodny moment na spożytkowanie części ogromnego majątku przyszedł właśnie w 1935 roku, a wpływ na to miały okoliczności…polityczne. W mniemaniu swoich ziomków miał bowiem Max zasadniczą wadę – pomagał Polakom podczas powstań śląskich. W efekcie kazano mu się z Pszowa wynosić. Wówczas dowiedział się o możliwości nabycia willi w Prudniku. Informację przekazał mu nie kto inny, jak hotelarz z Raciborza, nazwiskiem Duczek, mąż wspomnianej już wcześniej Gertrud. Właścicielką willi przy dzisiejszej ulicy Parkowej Gertrud stała się w 1932 roku w iście bajkowych okolicznościach – jej kupno wedle Renaty Ociepki – sfinansował w ramach prezentu ślubnego Josef Kronauer, prudnicki kupiec, zarazem jej ojciec. Jak już wspomnieliśmy, zamieszkiwał wtedy obecną siedzibę Prudnickiego Ośrodka Kultury. W kilka lat po ślubie Gertrud postanowiła jednak budynek sprzedać, zapewne wiążąc swoją przyszłość z Raciborzem. W ten sposób – po uiszczeniu 50 tysięcy marek w złocie – Max Zigahl stał się właścicielem „Parkowej”.
Na początku rodzina zamieszkiwała parter willi. W środkowej części znajdował się gabinet właściciela, dalej jadalnia, pokój muzyczny (Renata Ociepka wspomina, że jej siostra grała na fortepianie, a brat bardzo dobrze śpiewał) i hol. Na parterze (prawdopodobnie na wprost schodów), posadowiony był wielki kominek, sprzedany już po wojnie, ze względu na sytuację materialną rodziny. Inną ozdobą parteru była marmurowa rzeźba „Pasterz”, wedle wspomnień dzisiejszych właścicieli „przepiękna” i sprzedana w takich samych okolicznościach. W piwnicy znajdowało się mieszkanie zajmowane przez stróża. W podobnym lokalu mieszkał też kierowca Maxa Zigahla. To oni raczyli córkę właściciela rezydencji chlebem ze smalcem, o czym ta po latach wspomina wyraźnie rozbawiona.
Nastał rok 1945. Po przegranej przez Niemcy wojnie do Prudnika wiosną weszli Rosjanie. Zadudnili również do bram willi. Okazali się i tak nad wyraz „uprzejmi” – nie bili, nie gwałcili – po prostu, kazali się wynosić. Rodzina miała na to 15 minut. Sowieci dosłownie obłowili się na zajęciu budynku. Jak mówi Renata Ociepka, jej matka przewidując bieg wydarzeń, ukryła w skrytkach przy kaloryferach woreczki ze złotem – pozostałości po dawnej fortunie męża. Wszystko to padło łupem czerwonoarmistów (uszczerbiony kawałek drewna w salonie pokrytym boazerią do dziś przypomina o ich bytności).
Dalej Renata Ociepka wspomina zbiórkę Niemców na placu przy kościele (zapewne chodzi o dzisiejszy Plac Farny), moment pomieszkiwania rodziny w jednej z podprudnickich wiosek, a później pobyt w utworzonym dla Niemców gettcie przy ulicach Chrobrego i Królowej Jadwigi. Ziagahlowie zajmowali mieszkanie w jednym z budynków na drugiej z tych ulic w pobliżu schodów prowadzących na ul. Chrobrego. Max chodził z plecakiem prosić o chleb dla najmłodszej córki. Jego syn ze względu na znajomość języka polskiego pracował natomiast w znajdującym się w pobliżu biurze wysiedleń dla Niemców.
Tymczasem rodzina nie zapominała o swojej posiadłości. Żona Maxa Zigahla zaraz po wojnie regularnie spacerowała w pobliżu willi, w której mieścił się sztab rosyjskiego wojska. Zabierała ze sobą córkę. Los chciał, że trafiły na dobrego Rosjanina. Oficer głaskał dziewczynkę po głowie, nieświadomy, jak wielki wzbudza w niej strach. Mężczyzna obdarowywał ją chlebem, mówiąc, że w jego domu w Rosji, oczekuje na niego podobna istota.
Szczęście w końcu uśmiechnęło się do Zigahlów. Pierwszy powojenny burmistrz Prudnika – słynny Antoni Błaszczyński, prywatnie kolega Maxa z dawnych czasów, wywalczył powrót rodziny do upaństwowionej willi – mogła ona zajmować mieszkanie na drugim piętrze. W dolnych partiach swoją siedzibę miało harcerstwo, zakład energetyczny i przedszkole. Z biegiem czasu udało się Zigahlom całkowicie odzyskać budynek. Miało to miejsce w latach 50-tych. Jako powód podano fakt pomocy Maxa udzielanej Polakom i powstańcom śląskim. Tym sposobem historia zatoczyła koło – niegdyś za tą działalność wyrzucony z Raciborza, teraz w jej wyniku mógł odzyskać willę. Mieszkał w niej wraz z rodziną na pierwszym piętrze aż do śmierci w 1968 roku. Dożył osiemdziesięciu trzech lat.
Słynna w powojennym Prudniku restauracja, do dziś kojarzona z willą, istnieje od ponad 60 lat i powstała jeszcze za jego życia. Wówczas Max Zigahl wynajmował parter budynku pod jej działalność. W czasach PRL-u było to jedno z najważniejszych, o ile nie najważniejsze miejsce zabaw, spotkań towarzyskich i różnego rodzaju imprez. Znawca dziejów Prudnika i kolekcjoner Piotr Kulczyk mówi o restauracji „Parkowa” wręcz, że „była najekskluzywniejszą <knajpą> w mieście, gdzie na dansingi z żywą muzyką ściągały tłumy i często, by tam wejść, trzeba było znać bramkarza.”
Dziś czasy się zmieniły, ale obiekt nadal słynie ze świetnej kuchni. Parter budynku zajmuje niezmiennie restauracja. Na pierwszym piętrze mieszka Renata Ociepka (do pierwszej klasy szkoły podstawowej uczęszczała już w polskim Prudniku, stąd jej doskonała znajomość języka), jedno z dwóch mieszkań na drugim piętrze zajmuje jej córka Ilona. Willa ma ponad 1100 m. kw. powierzchni.
„Parkowa” wystawiona jest na sprzedaż. Na popularnym portalu otodom znajdziemy ofertę kupna willi za 1 mln. 600 tys. zł. Można się zatem spodziewać, że prędzej, czy później, jej losami pokieruje już nowy właściciel.
Jeśli o „Medyku” przy ul. Piastowskiej powiemy, że to największy i najsilniej związany z rodziną Franklów i Pinkusów dom, jeśli w stosunku do willi przy ul. Nyskiej 2 użyjemy stwierdzenia „mistyczna”, mając na uwadze fakt istnienia w niej tzw. Biblioteki Śląskiej stworzonej przez Maxa Pinkusa, jeśli – wreszcie – pałac Hermana Fränkla przy ul. Kościuszki uznamy za najpopularniejszą fabrykancką willę w Prudniku, to ta przy ul. Parkowej będzie się nam jawić jako najbardziej tajemnicza. Przez wzgląd na wciąż niezupełnie jasną, a przy tym ciągle otwartą historię.
Maciej Dobrzański
*Od autora: pisanie o historii dla osoby nie będącej historykiem, to nie lada wyzwanie. A już zwłaszcza pisanie o tak tajemniczym obiekcie, jak scharakteryzowana tu willa. Przy pracy nad artykułem pojawiło się wiele znaków zapytania. Stąd kilka słów istotnych wyjaśnień.
– druga część artykułu powstała głównie na bazie wspomnień Renaty Ociepki i jej córki Ilony. Autor opisał wszystko tak, jak zapamiętały to obie Panie. Według obecnych właścicieli mąż Gertrud Duczek był hotelarzem. W przetłumaczonych na język polski księgach wieczystych figuruje natomiast jako radca sądowy. Tekst pozostaje zatem zgodny z relacją właścicieli
– nazwisko przedwojennego właściciela willi w oryginalnym akcie notarialnym pisane jest jako Zigahl. W polskich tłumaczeniach ksiąg wieczystych napotykamy jednak formę Ziegahl. Autor zdecydował się używać pierwszej z nich.
– akt notarialny datowany jest na rok 1935. Tą samą datę zakupu willi przez Maxa Zigahla podaje też jego córka. Stąd można założyć, że data 1936, jaka pojawia się w tym kontekście w tłumaczeniach ksiąg wieczystych, które posiada autor, jest błędna
– w artykule jako datę rozbudowy willi o boczne skrzydła podano rok 1900, a więc ten, w którym Albert Fränkel zakupił zabudowaną działkę. Jednak wnuczka Maxa Zigahla w rozmowie z autorem wysunęła tezę, jakoby właściwą datą rozbudowy willi był rok 1910, a więc data, która znajduje się na kominku w salonie muzycznym. Teza ta jest o tyle ryzykowna, że Albert Fränkel zmarł w 1909 roku, znaczyłoby to zatem, że nie on zlecił rozbudowę obiektu, a być może jego syn lub żona. Takiej wersji nie można jednakże całkowicie wykluczyć
– w artykule autor często używa wobec willi określenia „Parkowa”, zarówno opisując czasy przedwojenne, jak i powojenne. W istocie „Parkowa” to nazwa mieszczącej się tam po wojnie restauracji, a nie budynku jako takiego. Zabieg jest jednak świadomy i odnosi się do potocznego, popularnego do dziś nazewnictwa, jakie stosują prudniczanie
– autor składa podziękowania Paniom Renacie i Ilonie Ociepkom za możliwość odwiedzin w willi i wykonania fotografii
Bibliografia
Baron A., Max Pinkus – śląski przemysłowiec i mecenas kultury, Opole 2008
Baron A., J.I. Zaprucka, Max Pinkus we wspomnieniach, Jelenia Góra 2010
Kasza R., Historia Prudnika fotografią pisana”, Prudnik 2017
Husak. M., Franklowie i Pinkusowie – ocalałe dziedzictwo, Prudnik – Rymarov 2019
Witkowska D., Prudnik i Krnov miasta nicią budowane…, Prudnik 2015
opolskiedziouchy.pl
Dokumenty Urzędu Wojewódzkiego w Opolu udostępnione autorowi przez Opolskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków