Prudnik24

Willa, co śląskie skarby kryła – cz. 2

Willa, co śląskie skarby kryła – cz. 2
19 października
13:44 2021

Prezentujemy drugą część artykułu Macieja Dobrzańskiego o willi przy ul. Nyskiej 2, przedwojennym domu Maxa Pinkusa, menagera zakładów Fränkla i twórcy książnicy znanej jako Biblioteka Śląska. We wczorajszym tekście autor skupił się przede wszystkim na kwestiach związanych z architekturą obiektu i jego nierozerwalnym związku z biblioteką. Dziś nieco więcej o samym życiu w willi, otaczającym ją ogrodzie i…teraźniejszości.

Spójrzmy na willę jako na mieszkanie, dom, w którym tak zapracowany człowiek jak Max Pinkus odnajduje ostoję, oazę spokoju, miejsce odpoczynku. Wiemy z relacji jego samego, że uwielbiał tam przebywać spędzając czas na przeglądaniu swoich książek. I że szczególnie cieszył się z…padającego deszczu. „Niedziela, jak wiele przed nią, (…). Paskudna, deszczowa pogoda, taka, jaką ja tak chętnie widziałem. Ponieważ miałem ją za najlepszą do wypoczynku po tygodniowej pracy – do przeglądania książek” – wyjaśniał Pinkus w swoich wspomnieniach.

Ważnym miejscem w willi była dla Pinkusa zapewne sypialnia. Dostępna literatura nie określa gdzie dokładnie się znajdywała, ale znów – dzięki fotografowi Maxowi Galuerowi – możemy ujrzeć jej wygląd z czasów, gdy znakomity prudniczanin zamieszkiwał budynek. Jedno możemy stwierdzić na pewno: wygląd tego pomieszczenia to kolejny dowód na to, jak wielkim uwielbieniem darzył swego przyjaciela Gerharta Hauptmanna Pinkus. Oto bowiem ściany sypialni pokryte były licznymi portretami noblisty. „Przypomina pokoje współczesnych nastolatków z plakatami ich idoli. Być może właśnie ta okoliczność wpłynęła na fakt (oprócz walorów osobowościowych prudnickiego fabrykanta), że Hauptmann odwzajemnił ów podziw uwiecznieniem postaci bibliofila w swoich dziełach, a wzajemne stosunki oparł na bardzo bliskich relacjach” – ocenia Arkadiusz Baron, autor biografii fabrykanta.

Sypialnia Maxa Pinkusa w willi przy ul. Nyskiej 2. Grafika pochodzi z książki A. Barona „Śląski przemysłowiec i mecenas kultury”
Sypialnia Maxa Pinkusa w willi przy ul. Nyskiej 2. Grafika pochodzi z książki A. Barona „Śląski przemysłowiec i mecenas kultury”

Jednak nie tylko odpoczynek wiązał się z pobytem w rezydencji przy ul. Nyskiej 2. Gro czasu zajmowała Pinkusowi praca, o czym wprost pisze w swoich zapiskach z 1920 roku: „Jak powrócę do domu (z Sorau, współczesne Żory – przyp. red.) – jeśli dobrze pójdzie, w czwartek rano, prawdopodobnie dopiero później, to oczekiwać mnie będzie najpewniej cały stos rzeczy, tak, że nie dojdę z tym do porządku w ciągu całego dnia.”. W innym miejscu dowiadujemy się nawet czego konkretnie dotyczyły zajęcia fabrykanta: „Po powrocie do domu było wiele do zrobienia. Musiałem przyjmować gości z powodu negocjacji taryfowych (w sprawie wynagrodzeń – wyjaśnienie Arkadiusza Barona), które odbyły się wczoraj”.

Willa przy ul. Nyskiej 2 była zapewne miejscem, w którym tętniło życie. Wspominaliśmy, że wschodnia część budynku prawdopodobnie zamieszkiwana była przez służbę domu, czy – to być może precyzyjniejsze określenie – personel. Warto więc tym mocniej zaznaczyć, że Maxa Pinkusa poza członkami jego rodziny, otaczało w domu znacznie więcej osób. Światło na tę kwestię rzuca John Peters. Wnuk Pinkusa pisząc o tzw. angielskich śniadaniach, na które był zapraszany nadmienia, że przygotowywane były przez jego gospodynię – Pannę Zich. „Byli tam jeszcze ludzie należący do personelu, który w latach 20 i 30 dbał o potrzeby rodziny.” – relacjonuje Peters.

Jest jeszcze ktoś, kogo warto wymienić w kontekście budynku przy ul. Nyskiej 2. To szofer Maxa Pinkusa – August Herzog. Choć nie mieszkał w willi, lecz obok – w budynku przy ul. Nyskiej 7, to jego samochód zaparkowany przed domem Pinkusa musiał być tam częstym widokiem. Nie można pominąć i innej bliskiej Pinkusowi osoby. Ta z pewnością często przebywała w willi, jako że pełniła funkcję jego osobistego sekretarza. Leonharda Kretschmera – bo o nim właśnie mowa – wymienia Max w swoich wspomnieniach, pisząc, że przesiaduje z nim w kantorze nad księgami rachunkowymi. Kretschmer wcześniej podobną rolę pełnił u ojca Maxa – Josefa, prowadził też przez dziesięć lat założony przez Maxa i jego żonę Hedwig szpital.

Okazuje się, że opis życia w willi nie byłby pełny bez wymienienia…dwóch zabawnych czworonogów. Jamniki Pinkusa – Ping i Pong – były o tyle specyficzne, że choć pochodziły z jednego miotu, to całkowicie różniły się barwą (jeden czarny, drugi brązowy) oraz charakterem (jeden rozbrykany, drugi melancholijny). I one znalazły swoje miejsce we wspomnieniach fabrykanta. „Psy były całkowicie zwariowane, gdy wróciłem do domu (z podróży do Kamerunu w 1932 roku – uwaga A. Barona). Pong nie ruszał się ode mnie i nikogo do mnie nie dopuszczał.” – pisał Pinkus. Z jednego z listów do Reicharta (przyjaciel Pinkusa) dowiadujemy się, że jamniki lubiły również buszować po Prudniku, ale do willi zawsze gnał je głód. Kolejnym mieszkańcem domu przy Nyskiej 2 z krainy zwierząt był pewien ptak. Wiemy o tym znów ze wspomnień fabrykanta, który w jednym z tekstów wyrzucał sobie, że nie dba należycie o dobre samopoczucie panny Zich, nie rozmawiając z nią zbyt często. Jednak – jak humorystycznie zauważył Pinkus – o zabawianie rozmową w domu dbała papuga o imieniu Peter.

Czy willa jak na swoje czasy była obiektem nowoczesnym? Zapewne tak, zważywszy na statut jej właściciela. Można zatem się domyślać, że standard życia i warunki w jakich przebywał Max Pinkus, jego rodzina i towarzysząca mu świta, były na najwyższym poziomie. Podobną opinię wyraża Arkadiusz Baron. W publikacji „Max Pinkus we wspomnieniach” stwierdza o fabrykancie: „Inwestował wraz z rodziną w edukację swoją i dzieci, podróże, zakup najnowocześniejszych urządzeń domowych i przez to odgrywał rolę prekursora nowoczesności w konserwatywnym środowisku prowincjonalnego miasteczka.”

Nie tylko wnętrza budynku świadczyły o statusie jego właściciela. Imponujący był również ogród okalający rezydencję. Prudnicki historyk Ryszard Kasza odnalazł na stronie Instytutu Leo Becka grafikę przedstawiającą plan ogrodu w czasach świetności. Należy tu podkreślić, że niegdyś cała przestrzeń – od południa aż do północy – gdzie dziś znajduje się obiekt przedszkola i teren zielony wokół niego, stanowiły obszar należący do willi. Na rysunku widzimy sieć przeplatających się wzajemnie alejek. Gdzieniegdzie dostrzec można owalne kształty, poprzez które twórca grafiki chciał oznaczyć – jak można przypuszczać – kwietniki, oczka wodne lub fontanny. Duża fontanna na pewno znajdowała się na na czole willi od strony zachodniej. Widać ją na zdjęciu z lat dwudziestych, na omawianej grafice i łatwo dostrzec nawet dziś jeszcze jej zarys patrząc od strony ulicy Nyskiej. Analizując grafikę natkniemy się także na oznaczony obiekt, podpisany jako „pawilon”. Bardzo możliwe, że był to rodzaj altany ogrodowej, miejsce odpoczynku z fotelami/leżakami i zadaszeniem, gdzie Max Pinkus w pogodne dni zapraszał swoich gości. Na terenie większości ogrodu rosła trawa, porastało go też sporo drzew posadzonych tak, by całość nie tworzyły zbyt gęstego „lasu”. Sposób ich nasadzenia, duży obszar tego terenu, fontanny, alejki – wszystko to uprawnia do nazywania tego miejsca parkiem. Nadmieńmy, że na grafice można zobaczyć podpis – zapewne – projektanta ogrodu.

Plan ogrodu wokół willi Maxa Pinkusa. Widać na nim fontannę od strony ul, Nyskiej i pawilon. Grafikę udostępnił R. Kasza na portalu dolny-slask.org.pl. Jej źródło to Instytut Leo Becka

Analizując literaturę dotyczącą Maxa Pinkusa napotykamy w kilku miejscach nawiązania do parku wokół willi. O relacji Johna Petersa, który właśnie z ogrodu patrzył na machającego doń dziadka już wspomnieliśmy. Odnotujmy zatem i słowa samego Maxa, które przytacza w swoim tekście o fabrykancie inny badacz jego dziejów – Krzysztof A. Kuczyński. W kontekście tematyki ogrodu, relacja ta jest o tyle istotna, że pozwala domniemywać, iż jakaś jego część wykorzystywana była do celów uprawnych. „Czasem spaceruję godzinkę w ogrodzie, w którym już są truskawki i czereśnie” – wspomina w liście do Hauptmanna i jego żony Margarete z 1934 roku prudnicki fabrykant.

Sama willa i okalający ją park została sportretowana w słynnej prudnickiej powieści „Lato Umarłych Snów”. Opis ten jednak zupełnie odbiega od sielskiego obrazu rezydencji hojnego milionera, mogącej szczycić się wytrawną biblioteką. Akcja książki Harrego Thürka dzieje się bowiem w 1945 roku, a dokładniej w lecie, w chwilę po działaniach wojennych na ziemi prudnickiej. Dom, choć z zewnątrz wciąż prezentuje się okazale i robi duże wrażenie na narratorze, jest jednak zdewastowany. Opis ten – bardzo zresztą mocny w swoim naturalizmie – rzuca światło na losy budynku w latach po wyjeździe Fränklów i Pinkusów z Prudnika, a więc po roku 1939, a na pewno w latach II wojny światowej. Należy brać oczywiście pod uwagę, że powieść jest fikcją literacką. Wiemy jednak, że „Lato Umarłych Snów” jest oparte na autentycznych przeżyciach autora, który mieszkał w Prudniku i z pewnością wiedział, jaką funkcje spełniała dawna rezydencja Pinkusa. Można zatem założyć, że poniższy opis budynku w jakiejś mierze pokrywa się z rzeczywistością.

Hirschke (jeden z bohaterów powieści – przyp. red.) oglądał dom, olbrzymi budynek. Posiadał trzy piętra pełne dużych pokojów, rozległe korytarze, małe sale, dużą kuchnię w piwnicy, ogrzewanie oraz wiele nieużytkowanych pomieszczeń. Ponadto było tutaj mieszkanie dawnego dozorcy lub administratora. Wszystko znajdowało się w opłakanym stanie. Od wyważonych drzwi, przez umyślnie powybijane okna, rozbite meble poprzednika, aż po toalety, z których wypływał kał – praca na miesiące!

Willa ta w latach dwudziestych należała do żydowskiego fabrykanta, który prowadził wielką tkalnię. Wyemigrował, kiedy do władzy doszedł Hitler i sprzedał fabrykę (jak wiemy – Fränklowie i Pinkusowie nie sprzedali fabryki – odebrały ją rodzinie nazistowskie władze – ten fragment należy zatem traktować, jako licentia poetica autora powieści – przyp. red.). Nowi gospodarze właściwie nie użytkowali willi, dlatego w ostatnich latach służyła ona po części jako urząd katastralny, a po części za urząd skarbowy. Korytarze i pokoje pokrywały na wysokości kostki akta i formularze (…). Na podłodze leżała historia finansów i ewidencja gruntów całego miasta”.

Lata wyjazdu Fränklów i Pinkusów z Prudnika, a więc 1938-1939, są kluczowe dla losów rodziny i samej willi, która zmieniła właściciela. Ostatni żydowscy fabrykanci – Ernst Fränkel i Hans Hubert Pinkus dostają od nazistów ultimatum – wyjazd z Niemiec lub obóz koncentracyjny. Wybierają – rzecz jasna – pierwszą opcję. Fabryka zostaje znacjonalizowana i odtąd zarządzają ją naziści. Czy budynek służył w jakiś sposób fabryce? Mogli w nim przecież zamieszkać/pracować nowi zarządcy. Pewne odpowiedzi daje nam przytoczony fragment powieści „Lato Umarłych Snów”, ale to przecież forma…no właśnie – powieści. Na pewno ostatni z Fränklów – Ernst – opuścił Neustadt z żoną Theą i córką Hildą w marcu 1939 roku, a do tego czasu zamieszkiwał pałacyk, co potwierdzają dokumenty z Instytutu Leo Becka. Kolejne zagadnienie związane jest z wspomnianą na początku informacją, że jeszcze w 1941 roku syn Maxa Pinkusa Klaus Valentin figurował w dokumentach jako właściciel willi. Czyżby nowa władza przeoczyła ten fakt? Czy może po prostu przejęto obiekt, nie przejmując się tego rodzaju „formalnościami”, skoro i tak planowano zrobić z Żydami „porządek”? Na te pytania warto poszukać odpowiedzi. Jedno jest jednak pewne: wówczas już rezydencja znacząco opustoszała – wywieziono z niej bowiem to, dzięki czemu w dużej mierze na stałe wpisała się na karty historii – Bibliotekę Śląską.

Wydarzenia te miały miejsce pod koniec 1935 roku. Po śmierci Maxa Pinkusa księgozbiór przypadł bowiem jego młodszemu synowi, wspomnianemu już kilkukrotnie Klausowi Valentinowi. Wiadomo, że myślał on o o wywiezieniu książek za granicę. Wówczas jednak już nie przebywał w Niemczech, co w swoim stylu wykorzystali naziści. „Uznano go w Niemczech za politycznego zbiega i za to musiał przekazać swoją już bibliotekę państwu nieodpłatnie. Była to jedna z wielu akcji antyżydowskich, której efektem miało być całkowite usunięcie Żydów z Niemiec i jednocześnie złupienie ich majątków” – pisze Arkadiusz Baron i podkreśla, że taką wersję potwierdzali w swoich tekstach ówcześni niemieccy dziennikarze. Biograf Maxa Pinkusa przytacza jednak także opinię F.A. Voigta, który napisał, że środki na zakup hauptmanowskiej części biblioteki pochodziły z Prusko-Niemieckiego Ministerstwa Nauki, Wychowania i Oświaty. Niezależnie jednak od tego, na jakich zasadach skarb śląskiej kultury został przekazany państwu niemieckiemu, faktem jest, że już w grudniu 1935 książnica nie znajdowała się w willi przy ul. Nyskiej – trafiła do publicznych bibliotek we Wrocławiu i Raciborzu. O fakcie przekazania wielkiego księgozbioru do państwowych instytucji wspomina „Die Breslauer Neuesten Nachrichten” – wrocławska gazeta w artykule opublikowanym 28 grudnia 1935 roku. Odnotujmy tu jeszcze, że po wojnie książnica – a przynajmniej jej najcenniejszy dział m.in. z dziełami Hauptmanna – zaginęła, co jest jednak tematem na oddzielną opowieść.

O pałacach Fränklów w odniesieniu do rządów nazistów wspomina w swojej pracy o roli prudnickich zakładów tekstylnych dla rozwoju Prudnika Stanisław Nabzdyk. Zasłużony prudniczanin pisze o Fränklach w kontekście 1938 roku tak: „Ich wille i pałace przeszły na skarb państwa, a niektóre z nich zostały sprzedane za bezcen zasłużonym Niemcom jako majątek pożydowski”. W kontekście przytoczonego wyżej opisu z powieści Thürka, zakładając oczywiście, że jest on zgodny z prawdą, można by raczej założyć, że taki los nie spotkał willi przy ul. Nyskiej 2, a raczej służyła ona miastu w jego zadaniach administracyjno-urzędowych.

A co działo się z obiektem po 1945 roku? To już historia bardziej znana. Budynek – nazywany w różnych opracowaniach „pałacykiem” – służył jako przyzakładowe froteksowskie przedszkole. Autor niniejszego tekstu zalicza się do dzieci, które właśnie w willi Maxa Pinkusa stawiały swoje pierwsze kroki na niwie edukacji na początku lat 90-tych. O takim profilu funkcjonowania budynku informuje opracowanie wydane przez Samorząd Robotniczy przy ZPB Froteks pod redakcją Antoniego Weigta. „Wybudowany żłobek i zlokalizowane w adoptowanym pałacyku przedszkole gwarantują dobrą opiekę wszystkim dzieciom matek pracujących w zakładzie.” – czytamy w informatorze. Wydawnictwo pochodzi z 1978 roku, więc na pewno wówczas przedszkole już działało. A skoro budynek został „zaadoptowany”, jasne jest, że w willa musiała zostać wyremontowana. Znając realia tamtych czasów można jednak założyć, że nie była to modernizacja mająca na celu wychwycenie całego piękna budynku i zadbanie o każdy detal architektoniczny (podobnie, jak to było z willą Hermanna Fränkla i jej remontem z lat 70-tych, gdy zamalowano wiele detali naściennych). Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden wpis z białej karty (dokument konserwatora zabytków – powoływaliśmy się na jego zapiski we wczorajszym tekście) opisującej rezydencję przy ulicy Nyskiej 2. Czytamy tam, że „adaptacja na przedszkole w niewielkim stopniu zmieniła układ wnętrz (wprowadzenie sanitariatów)”. Na innej stronie białej karty dowiadujemy się ponadto – i to już zaskakująca informacja – że w willi miała miejsce „niewielka przebudowa wnętrz w 40-latach XX wieku – wprowadzenie sanitariatów na potrzeby przedszkola – brak dokumentacji”. Ta lakoniczna uwaga jest o tyle istotna, że podważa w jakimś stopniu nasze wcześniejsze ustalenia w zakresie funkcji, jaką obiekt pełnił po opuszczeniu Prudnika przez Fränklów i nacjonalizacji fabryki. A jak wówczas stwierdziliśmy, było to przeznaczenie administracyjne. Czyżby jednak i wtedy planowano tu przedszkole? Czy może autorzy białej karty po prostu się pomylili w datowaniu i to lata po 1945 roku powinny być wyszczególnione w odniesieniu do przedszkola? To pytanie, na które będą musieli odpowiedzieć przyszli badacze historii tego niezwykłego budynku. Pewnikiem jest natomiast data wpisania willi do rejestru zabytków. Miało to miejsce 28 listopada 1991 roku na wniosek „Froteksu” z czerwca tego samego roku.

Willa sportretowana na jednym z froteksowskich informatorów, 1978 rok. Grafika ze zbiorów M. Dobrzańskiego

Dalsze losy willi Maxa Pinkusa są charakterystyczne dla wielu tego typu zabytków. Choć jak nieoficjalnie dowiedział się autor, były wstępne plany stworzenia w obiekcie miejskiej biblioteki, na początku lat 90-tych użyto jej do ratowania finansów „Froteksu”, sprzedając rezydencję – jak podaje biała karta – w 1993 roku. I tu kolejna uwaga. Gdy bowiem wnikliwie analizujemy ten dokument, znów pojawiają się znaki zapytania dotyczące dat. Czytamy mianowicie, że przedszkole działało w willi do 1990 roku. Autor tego tekstu uczęszczał jednak do niego z całą pewnością w 1991 roku. Można by zatem założyć, że do 1990 roku placówka funkcjonowała pod auspicjami „Froteksu”, a potem do momentu sprzedaży budynku- na przykład – jako przedszkole gminne. To jednak przecież „Frotex” sprzedawał obiekt, a nie gmina Prudnik! A zatem on był jego właścicielem. Autor drugą połowę „roku szkolnego” 1991-1992 spędził już w innej placówce – na ulicy Ogrodowej, co było spowodowane przecież jakimiś czynnikami. Według niżej podpisanego była to właśnie sprzedaż obiektu. W tym wariancie miałaby ona zatem miejsce rok wcześniej niż podaje to biała karta.

Niezależnie od tego, można powiedzieć, że na początku lat 90-tych willa stała się drugą – obok „Parkowej” – z czterech reprezentacyjnych fränklowskich willi, należących do prywatnych właścicieli. Nie udostępniają oni budynku do zwiedzania, choć można ich czasem zobaczyć przy pałacu podczas prac w ogrodzie. Plany były jednak inne – kupno budynku miało swój cel, którego realizacja pozwoliłaby mieszkańcom Prudnika (i nie tylko) cieszyć się atmosferą tego wyjątkowego miejsca. I tu przydatną rolę pełni biała karta zabytku. Jak czytamy w dokumencie sporządzonym w 2003 roku „obecnie trwa adaptacja budynku do funkcji gastronomiczno-hotelowo-mieszkalnych. Zakres prowadzonych prac: wymiana pokrycia dachowego, wykonanie obróbek blacharskich, tynkowanie elewacji, wstępne prace we wnętrzach m.in. wymiana instalacji.„ Biała karta określa docelową funkcję willi jako „budynku zakwaterowania turystycznego z samodzielnym lokalem mieszkalnym właścicieli.”

Z dzisiejszej perspektywy tak po ludzku, po prostu szkoda, że powyższych planów nie udało się zrealizować. Warto zadać sobie też pytanie, czy sprzedaż „najważniejszego budynku w Prudniku”- jak określa willę znakomity znawca dziejów miasta Piotr Kulczyk – było dobrym posunięciem ówczesnych władz „Froteksu”. Pozbycie się jednego ze skarbów architektury miasta w którym znajdowała się unikatowa na skalę europejską kolekcja książek dla doraźnych korzyści finansowych można – i chyba trzeba – uznać za działanie lekkomyślne. Mamy dziś bowiem do czynienia z sytuacją, w której to, czy ktokolwiek z prudniczan zobaczy jeszcze wnętrza niegdysiejszej Biblioteki Śląskiej, nie zależy już od miasta.

Jakimś pocieszeniem może być tu fakt, że willa, choć niewykorzystywana, w pewnym sensie zapomniana, nie przedstawia takiej ruiny, jak choćby pałac w Łące Prudnickiej. W 2003 roku stan murów, elewacji i konstrukcji oceniano w białej karcie jako dobry. Wśród elementów wymagających naprawy wymienia się natomiast uszkodzone posadzki i tynki wewnętrzne w pomieszczeniach piwnic, korozję niektórych stropów, uszkodzenia parapetów i posadzek, zużycie stolarki okiennej i drzwiowej, czy uszkodzenia wewnętrznych tynków dokonane przy wymianie instalacji, a także ubytki w sztukaterii. Czas jednak płynie nieubłaganie. Od sporządzenia białej karty minęło sporo lat, a na jednej z frontowych kolumn widać już pęknięcia. Dokładny stan pomieszczeń wewnętrznych nie jest również znany.

Budowniczowie willi zadbali o jej doskonałą lokalizację. Znajdujący się na wzniesieniu – w linii wschód-zachód – budynek przez większą część dnia oświetla słońce. Czasem, gdy w ciepły, letni wieczór jego promienie od strony ulicy Nyskiej rozświetlają jasną elewację willi, może się wydawać, że za chwilę na balkon wyjdzie Max Pinkus, by z filiżanką herbaty w dłoni spojrzeć na swoją ulicę.

Maciej Dobrzański

Link do 1 części artykułu: https://prudnik24.pl/index.php/2021/10/18/willa-co-slaskie-skarby-kryla/

Bibliografia:

Baron A., Max Pinkus – śląski przemysłowiec i mecenas kultury, Opole 2008

Baron A., J.I. Zaprucka, Max Pinkus we wspomnieniach, Jelenia Góra 2010

Schwerin K. Max Pinkus, jego „Biblioteka Śląska” i przyjaźń z Gerhartem Hauptmannem, Ziemia Prudnicka – Rocznik 2006

Witkowska D., Prudnik i Krnov miasta nicią budowane…, Prudnik 2015

Kasza R., Ulicami Prudnika z historią i fotografią w tle”, Prudnik 2020

Dokumenty Urzędu Wojewódzkiego w Opolu (m.in. biała karta biała dla nieruchomomści zlokalizowanej przy ul. Nyska 2 w Prudniku) udostępnione autorowi przez Opolskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków

Husak M., Franklowie i Pinkusowie – ocalałe dziedzictwo, Prudnik – Rymarov 2019

Domino M., Z dziejów rodzin Fränkel/Pinkus – http://prudnik24.pl/index.php/2019/08/28/z-dziejow-rodzin-frankel-pinkus-cz-1/

Kuczyński K, Gerhart Hauptmann oraz jego kontakty z Maxem Pinkusem i Janem Kasprowiczem, Włocławek 2011

Kaczorowski W., Max Pinkus – Honorowy Obywatel Miasta Prudnika, Kalndarz Opolski 1999

Kaczorowski W., Max Pinkus – Fundator szpitala i twórca Bibliioteki Śląskiej w Prudniku, Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Opolskiego 1998

Nabzdyk S., Rola Prudnickich Zakładów Przemysłu Bawełnianego w rozwoju miasta Prudnika, Opolskie Roczniki Ekonomiczne 1970-1971

Weigt A., Zakłady Przemysłu Bawełnianego im. Powstańców Śląskich, Samorząd RObotniczy przy ZPB Frotex w Prudniku, Prudnik 1978

Archiwum Leo Baeck Institute w Nowym Jorku

Gazeta Prudnik24 – numer 259

Reklamy





 

Reklamy











Facebook