Co się stało z Biblioteką Śląską Maxa Pinkusa?

Odpowiedź na pytanie, gdzie obecnie znajduje się większa część biblioteki, jaką w willi przy ul. Nyskiej 2 stworzył Max Pinkus, byłaby rozwiązaniem jednej z największych zagadek historycznych Prudnika. Zważywszy na kulturotwórczą jakość książnicy i skalę jej unikatowości zbiór ten można śmiało nazywać zaginioną prudnicką Atlantydą.
Dla łódzkiego profesora Krzysztofa A. Kuczyńskiego, który polskiej nauce przywrócił pamięć o postaci Maxa Pinkusa, książnica fabrykanta jest jednym ze skarbów śląskiej ziemi. Jednocześnie – obok np. systemu podziemnego „Riese”, czy nieodkrytego do tej pory złota, kosztowności lub dzieł sztuki, jawi się ona jako jedna z największych tajemnic regionu. Tak pisał o niej naukowiec w artykule z 2017 roku, który ukazał się na łamach Studiów Niemcoznawczych.
Przypomnijmy pokrótce, że Biblioteka Śląska (Schlesierbücherei) to zbiór książek, które w willi przy ul. Nyskiej 2 Max Pinkus gromadził przez kilkadziesiąt lat. Finalnie, w roku śmierci bibliofila (1934), na jej półkach mogło znajdować się nawet 25 tysięcy publikacji. Wyjątkowość dzieła polegała m.in. na tym, że zbiór stworzony został ręką jednego człowieka, a tematycznie dotyczył wyłącznie Śląska, obejmując niemal wszystkie dziedziny. Sercem biblioteki był dział dotyczący literatury pięknej, który znajdował się w salonie kominkowym na pierwszym piętrze willi. Jego z kolei najważniejszą część stanowiła największa wówczas na świecie kolekcja książek noblisty Gerharta Hauptmanna, przyjaciela fabrykanta (była ona dokładniejsza nawet od…domowego archiwum pisarza w domu w Jagniątkowie!). Obok zbiorów hauptmanowskich, na które składały się także dzieła jego brata Carla, pokaźną reprezentację miał tu Jacob Bohme. Niezwykłością książnicy był też fakt, że Pinkus zgromadził książki w ich pierwszych i kolejnych wydaniach! Biblioteka rozrosła się do tego stopnia, że – jak zauważył inny z przyjaciół Maxa, Kurt Schwerin – właściwie każdy, kto w tamtych latach interesował się historią i literaturą śląska, musiał słyszeć o niej i jej znamienitym twórcy. Do willi Pinkusa przybywali studenci, naukowcy i badacze. Było to zatem miejsce o ogromnym potencjale kulturotwórczym.


Po śmierci Maxa książnica bardzo krótko pozostała na półkach w willi przy ul. Nyskiej. Już w 1936 roku została odebrana spadkobiercy – synowi Maxa Klausowi, co miało być swoistym haraczem za jego emigrację do Włoch. Uznany w Niemczech za politycznego zbiega, najprawdopodobniej musiał przekazać bibliotekę nazistowskiemu państwu nieodpłatnie. Większa część książek trafiła do Landesbibliothek w Raciborzu (w 1938 roku przeniesiono ją do Bytomia, a po wojnie jej zasoby złożyły się na dzisiejszą Bibliotekę Śląską w Katowicach), natomiast dział literatury pięknej wraz ze zbiorami Hauptmanna przekazano do Staats-und Universitatsbibliothek we Wrocławiu. Pewne jest jeszcze to, że na krótko przed zakończeniem wojny zbiory hauptmanowskie ewakuowano, wywożąc z Wrocławia w nieznanym kierunku, przy czym część badaczy stawia na zamek Waldstein (polski Szczytnik) w Kotlinie Kłodzkiej. Działanie to z pewnością uratowało książki przed zniszczeniem – znaczna część Biblioteki Uniwersyteckiej spłonęła podczas oblężenia Festung Breslau przez wojska radzieckie.

W tym miejscu kończy się pewna wiedza o najbardziej reprezentacyjnym dziale biblioteki. Co mogło się z nim stać po wojnie? Dotychczasowe ustalenia w tym temacie przypomniał we wspomnianym na początku tekście Krzysztof A. Kuczyński. Najbardziej prawdopodobna wydaje się teza, że kolekcja padła łupem radzieckich oddziałów trofiejnych, które wywoziły do Rosji zrabowane skarby kultury z Europy Środkowej, w tym książki i dokumenty. Taką wersję wypadków najmocniej rozważa zarówno biograf Maxa Pinkusa Arkadiusz Baron, jak i członek rodziny Pinkusów – Walter Pinkus z Ann Arbor. Warty rozważenia jest również kierunek czeski ewentualnych badań. Jednym z powodów to wskazanie amerykańskiego badacza losów zbiorów Gerharta Hauptmanna we wschodniej Europie, Klausa Jonasa, który jako możliwe miejsce złożenia kolekcji po ewakuacji wskazał Waldstejn, ale nie polski, a czeski – w gminie Trutnov! Do tej miejscowości po wojnie nie miały dostępu polskie grupy rewindykacyjne, jeśli więc to tam zmagazynowano książki i dokumenty z książnicy Maxa, możliwe, że do dziś leżą na półkach jakiejś czeskiej biblioteki (bibliotek).
Warto tu jednak powrócić do kierunku rosyjskiego, bo w swoim artykule profesor Kuczyński przypomniał bardzo ważny fakt, który zupełnie pominięto w naukowych rozważaniach o losach biblioteki. A mianowicie, jak wynika z ustaleń Norberta Honszy, germanisty związanego z Uniwersytetem Wrocławskim, w 1958 roku do Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu powróciły z…Rosji listy i autografy Gerharta Hauptmanna, dokładnie te same, które znajdowały się w salonie kominkowym willi Pinkusa, a potem na półkach wrocławskiej biblioteki! Honsza, którego w jednym ze swoich artykułów cytuje Klaus Jonas, napisał tak: „Niesłusznie uznaje się ów zbiór listów za zaginiony. Po wojnie radziecka administracja wojskowa zabezpieczyła wywiezione zbiory i przekazała Bibliotece Lenina w Moskwie. Wraz z innymi polskimi archiwaliami dotarły one do Polski z powrotem i włączone zostały do kolekcji rękopisów Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu”.

Trop od razu podjął Arkadiusz Baron, który w najlepszej polskojęzycznej pracy o bibliotece – obszernym artykule opublikowanym w 2018 roku na łamach Studiów Niemcoznawczych („Ponownie na tropach prudnickiej Biblioteki Śląskiej Maxa Pinkusa”), przyznał, że pisząc biografię fabrykanta zupełnie pominął tak ważne zdanie z pracy Norberta Honszy. Wizyta naukowca w dziale rękopisów Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu potwierdziła, że w zbiorze tym znajduje się jeden z najważniejszych skarbów z biblioteki Pinkusa – rękopis debiutu poetyckiego Hauptmanna „Das Buntes Buch” (Barwna Księga – są to w istocie cztery egz. – manuskrypt i trzy wyciągi korektorskie). Dokładnie na ten sam rękopis wskazywał Honsza, jak również Felix A. Voigt, który w 1936 roku szczegółowo opisał zbiory Pinkusa znajdujące się wówczas w przedwojennej bibliotece uniwersyteckiej we Wrocławiu. Do dziś „Das Buntes Bach”robi duże wrażenie, nie tylko poprzez znakomity stan zachowania, ale także jako „świadek”i dowód pracy twórczej Hauptmanna, którego zapiski i uwagi korektorskie są widoczne na egzemplarzu razem z zapiskami m.in. jego żony.

Arkadiusz Baron zwrócił też uwagę na pewien – być może nawet kluczowy szczegół – którego wyjaśnienie mogłoby się przyczynić do odkrycia tajemniczego, polskiego źródła, mającego wiedzę o losach przedwojennych hauptmannianów wrocławskich i kierunku ich wywiezienia przez oddziały trofiejne. Jasne jest bowiem, że dyrekcja biblioteki uniwersyteckiej we Wrocławiu wiedziała, że z Moskwy przybędą rękopisy zabrane przez wojska radzieckie z „jakiejś” kryjówki w końcowej fazie wojny. Potwierdza to list naczelnego Dyrektora Archiwów Państwowych Henryka Altmana do dyrekcji biblioteki wrocławskiej, w którym prosi on o przyjazd pracowników do odbioru przesłanego z Moskwy materiału. Ale – list ten jest odpowiedzią (!) na pismo z Wrocławia z 4 marca 1958 roku z pytaniem w tej właśnie sprawie. „Czyżby oznaczać to mogło– zastanawia się Arkadiusz Baron – że bibliotekarze wrocławscy byli inicjatorami starań o odzyskanie rękopisów? Albo byli tylko beneficjentami innego ciągu zdarzeń, o którym się dowiedzieli”.
Niewątpliwie fakt, że we Wrocławiu obecne są rękopisy przywiezione z Rosji, może wskazywać, że w dawnej bibliotece Lenina w Moskwie do dziś znajdują się również książki Hauptmanna (i być może reszta kolekcji dotycząca literatury pięknej) pochodzące ze Schlesierbücherei. Nietrudno się jednak domyślać, że w aktualnej rzeczywistości politycznej nawet próba prowadzenia tego rodzaju badań w Moskwie mogłaby zakończyć się niepowodzeniem.
Jest jednak w tej historii pewne „światełko w tunelu”. Część ogromnej kolekcji prudnickiego fabrykanta znajduje się bowiem w Bibliotece Śląskiej w Katowicach, która – jak już odnotowaliśmy – stała się bezpośrednia spadkobierczynią niemieckiej Landesbibliothek z Bytomia. Mogło do niej trafić nawet 20 tysięcy książek z biblioteki Maxa Pinkusa. Oczywiście nie wszystkie z nich tam pozostały. Część przypuszczalnie „powędrowała” w różne miejsca w Polsce podczas akcji odtwarzania zniszczonych przez wojnę zbiorów polskich bibliotek. Jak jednak stwierdza Arkadiusz Baron pracownicy Biblioteki Śląskiej w Katowicach „w trakcie badań nad exlibrisami, czy polonicami i silesiakami nieustannie natrafiają na pozycje ze zbiorów Pinkusa. (…) Są one łatwo rozpoznawalne dzięki charakterystycznej niebieskiej pieczęci z literą <P> – Pinkus, czy wspaniałemu exlibrisowi z prządką śląską na tle Prudnika”.
Reasumując – w Katowicach może się znajdować znaczny fragment dawnej Schlesierbücherei. To, co się zachowało po wojnie nie zostało jednak skatalogowane. Ten fakt Baron tłumaczy żydowskim pochodzeniem fabrykanta. „Dlatego już w czasach niemieckich zbiór ten uległ rozproszeniu po całych zbiorach Landesbibliothek. Przejęcie przez Polskę tak skonstruowanego księgozbioru oraz w <takich> okolicznościach (powojenny chaos, konieczność ratowania wszystkiego co się tylko dało, aura wokół Niemiec i poniemieckich dóbr) w żaden sposób nie sprzyjało pamięci o Maxie Pinkusie i jego roli” – konkluduje naukowiec.
Możliwe jednak, że przyjdzie dzień, gdy we współczesnej Bibliotece Śląskiej fabrykant zostanie upamiętniony poprzez wystawę lub publikację. Baron zauważa bowiem, że liczba odnalezionych książek z prudnickiej Schlesierbücherei „już pozwoliłaby na takowe uhonorowanie.”
Maciej Dobrzański
Bibliografia:
Baron A., „Ponownie na tropach prudnickiej Biblioteki Śląskiej Maxa Pinkusa”, Studia niemcoznawcze, Warszawa 2018
Kuczyński K.A., „Gdzie jest Schlesierbucherei Maxa Pinkusa? Tropami wielkiej książnicy niemieckiej o Śląsku”, Studia niemcoznawcze, Warszawa 2017

